Rodzeństwo z Lubomi: potrójny ślub, podwójne złote gody
Losy tego rodzeństwa zostały złączone w niezwykły sposób. Tego samego dnia – ale 50 lat temu – brali ślub ze swoimi drugimi połówkami. A niedawno wspólnie świętowali złote gody.
LUBOMIA 12 stycznia w Lubomi aż 22 pary małżeńskie świętowały złote gody, czyli 50–lecie wspólnego życia. Wśród nich były dwie pary, które mogą pochwalić się nietypową historią. To Teresa i Ernest Kochankowie oraz Agnieszka i Alfred Kozubowie. Łączy ich szczególna więź. Ernest Kochanek i Agnieszka Kozub (z domu Kochanek) są rodzeństwem. Okazało się, ślub ze swoimi drugimi połówkami brali przed laty tego samego dnia, 17 stycznia. Ernest Kochanek poślubił Teresę, która do Lubomi przyjechała aż z Łodzi. Z kolei jego siostra, Agnieszka Kozub, wyszła za Alfreda – tak jak ona mieszkającego w Lubomi.
Właściwie to ślub tego samego dnia brały trzy pary, w tym trójka rodzeństwa. – Ja, brat i nasza siostra Trauta, ale ona jest już wdową – wyjaśnia pani Agnieszka Kozub.
Na potrójnym ślubie bawiła się rzesza gości. – Zabawa była w Lubomi, w sali, gdzie kiedyś działało kino. Ile tam było ludzi... To jest aż niemożliwe. Bawiliśmy się świetnie – wspominają Agnieszka Kozub i jej bratowa, Teresa Kochanek.
Przejażdżka jawą
Agnieszka i Alfred Kozubowie poznali się przypadkiem, w związku z pracą w gospodarstwie. – On był jedynakiem i mieszkał 7 domów dalej. Razem z siostrą poszłyśmy pomóc jego rodzinie w pracach polowych – mówi pani Agnieszka. Tak przypadli sobie do gustu, że już wieczorem umówili się na spotkanie. Kolejnego dnia było kino, później przejażdżki na motorze. – Miał jawę, która bardzo mi się podobała – nie kryje dziś rozbawienia pani Agnieszka. Od tamtego czasu są razem, zadowoleni ze wspólnego życia.
Zabawa w Lubomi
Z kolei Teresa i Ernest Kochankowie poznali się na zabawie w Lubomi. Pani Teresa pochodzi z Łodzi. Po maturze przyjechała do Lubomi, żeby odwiedzić swojego brata. Postanowiła, że pobędzie na Śląsku przez jakiś czas, a później wróci. Zatrudniła się w laboratorium w Pszowie. Miało być na chwilę, ale stało się inaczej. – Na zabawie w Lubomi podszedł do mnie taki wysoki chłopak i poprosił do tańca. Później przewiózł na swoim motocyklu, on miał WSK – wspomina pani Teresa. – Ostatecznie tak już zostało i wzięliśmy ślub. A dzień przed jubileuszem złotych godów mąż powiedział mi, że chciałby żyć ze mną sto lat – dodaje.
– Ślubowaliśmy sobie, że będziemy ze sobą aż do śmierci – puentują małżonkowie.
(mak)