Na wstępie: Polityka wlazła nam do lasu
Artur Marcisz, Redaktor naczelny Nowin Wodzisławskich.
W ostatnich dniach Polska żyje wycinkami drzew, które rzekomo na potęgę dziesiątkują drzewostan naszego kraju. Przyglądając się całej awanturze mam nieodparte wrażenie, że i z tej sprawy uczyniono pole politycznej walki. Bo można dyskutować o wadach i zaletach, obowiązujących od stycznia przepisów, ale dobrze to robić jednak bez odrywania się od rzeczywistości. To, że w Warszawie w jakimś parku wycięto drzewa, nie oznacza, że znikają parki w całym kraju. Jeżdżę sporo i owszem, tu i ówdzie słychać piły spalinowe, ale naprawdę trudno stwierdzić, że opinie o masowej wręcz zagładzie drzew, które słychać zewsząd w programach publicystycznych są prawdziwe. W całej dyskusji sporo jest emocji, a mało argumentów. Jedyny, powtarzany jak mantra argument przeciwników liberalizacji prawa do wycinki drzew brzmi: „nowe przepisy dają pole do nadużyć i zostały przygotowane przez lobbystów”. Być może tak jest. Trzeba jednak w takim razie przyznać, że owi lobbyści wyjątkowo utrafili w gusta zwykłych właścicieli nieruchomości, tzw. osób fizycznych. Wielu z nich nie rozumiało, dlaczego do tej pory, chcąc wyciąć, często własnoręcznie przed laty zasadzone na własnej działce drzewo, konieczne było uzyskiwanie na tę czynność zgody urzędnika. Od stycznia tej konieczności już nie ma, co wiele osób uważa za powrót do normalności. I mam nadzieję, że w całej tej awanturze politycy łaskawie zechcą spojrzeć na prawo milionów takich właśnie osób do swobodnego decydowania o swojej własności i ponownie nie wprowadzą ograniczeń, które uderzą w zwykłych obywateli. Bo być może obecnie pojawiają się nadużycia przy wycince drzew. Ale drodzy państwo, czy zna ktoś takie prawo, które całkowicie eliminuje pole do nadużyć?