Na wstępie: Oburzenie nic nie kosztuje
Artur Marcisz Redaktor naczelny Nowin Wodzisławskich.
Niedawno na naszych łamach informowaliśmy o cierpiącym owczarku pozostawionym przez jego właścicieli na powolną śmierć w chlewiku, a także człowieku, który uśmiercił czworonoga zastrzykiem trucizny. W tym tygodniu piszemy o kierowcy, który przewoził w ładowni ciężarówki martwą krowę z podciętym gardłem. To przykłady pozbawionego empatii i co tu dużo mówić, okrutnego traktowania zwierząt. O podobnych sytuacjach media donoszą niemal codziennie. Podobno nasz stosunek do zwierząt wiele mówi o naszym człowieczeństwie. Pewnie zdaniem wielu czytelników, właściciele wspomnianych wyżej zwierząt test na człowieczeństwo oblali.
Każda taka sprawa cieszy się ogromnym zainteresowaniem, połączonym z falą słusznego oburzenia na złe traktowanie zwierząt (i często wykwintnego złorzeczenia sprawcom). Wielu ludzi odczuwa ogromne współczucie wobec męczonych zwierząt. Przy tej okazji warto zadać sobie pytanie, czy podobnym zainteresowaniem cieszą się, chociażby ludzie schorowani, wymagający pomocy, również materialnej. Chyba nie do końca tak jest. Można odnieść wrażenie, że wobec ludzkich dramatów najzwyczajniej w świecie zobojętnieliśmy. Nie wiem, z czego to wynika. Może z masowości informacji o ludzkich tragediach? A może z faktu, że o ile pochylenie się nad tragedią zwierzęcia nic przecież nie kosztuje, to uczciwe pochylenie się nad dramatem konkretnego człowieka, wymusza jednak na nas jakieś zaangażowanie, zmierzające do udzielenia jakiegokolwiek wsparcia? A to już o wiele trudniejsze niż wyrażenie oburzenia. Nawet najbardziej słusznego.