Najfajniejsza praca to ta wśród przyjaciół
Kiedy Dezyderiusz Szwagrzak trafił do Zakładu Aktywności Zawodowej, podszedł do niego jeden z pracowników i powiedział: ty tu nie możesz być dyrektorem. Dlaczego? – spytał zdziwiony. Bo nosisz koszulę z kantami na rękawach – brzmiała odpowiedź. Dziś już wie nie tylko jak dobrze wyprasować koszulę, ale i to, że praca dla jego niepełnosprawnych podopiecznych jest najlepszym sposobem na godne życie.
Wałowa pachnie czystością
Parter starego budynku szpitala przy ul. Wałowej poznało już wielu wodzisławian, ale nie tylko oni są klientami utworzonej cztery lata temu niewielkiej ekologicznej pralni wodnej. Z jej usług korzystają mieszkańcy całego powiatu, przywożąc tu najczęściej swoje garnitury, płaszcze i suknie ślubne. – Nie stosujemy w niej żadnych środków chemicznych, tylko mydła i płyny. Klienci początkowo bali się, że marynarki lub rzeczy z wełny mogą się skurczyć, ale firma Elektrolux opracowała specjalny system prania w niskich temperaturach, opatrzony certyfikatem Woolmarku, dzięki czemu możemy prać nawet koce z merynosa, które nie tracą na swojej jakości – mówi dyrektor Dezyderiusz Szwagrzak, a pracujący na pierwszej zmianie pan Darek prezentuje nam, jak szybko i sprawnie można obsługiwać żelazko. Okazuje się, że przydatny jest specjalny stół do prasowania za 20 tysięcy złotych oraz maszyna do koszul kosztującą dwa razy więcej. Potrzebne jest też doświadczenie, które osoby niepełnosprawne nabywają podczas, niejednokrotnie swojej pierwszej, pracy.
To dla nich stworzono tu duże zaplecze socjalne z szatniami, prysznicami, kuchnią i salą do rehabilitacji. Każdy z pracowników dostaje firmowe koszulki polo, spodnie, a zimą polarowe bluzy. – Chcemy przełamać stereotyp, że osoby niepełnosprawne są niechlujnie ubrane, a nawet brudne. Na czystość kładziemy duży nacisk, bo nasze usługi mają się kojarzyć ze sterylnością – wyjaśnia dyrektor placówki. Sterylność to najważniejsza cecha pierwszej pralni, która powstała w 2009 roku i dziś świadczy usługi dla kilkuset klientów z całego regionu. Wśród nich jest m.in. Klinika Angelus i Klinika Gyncentrum w Katowicach, Hotel i Restauracja Timberland w Orzeszu, Taaka Ryba w Suminie, Hotel – Restauracja Zamek w Chałupkach, czy producent przypraw FVZ. To jedyna pralnia w powiecie i jedna z niewielu w regionie spełniająca wymogi prania z barierą higieniczną. Oprócz odpowiednich maszyn piorących są tu również stosowane bakteriobójcze środki chemiczne, dzięki czemu mogą z niej korzystać szpitale, hotele i restauracje.
Na początku miało tu znaleźć pracę piętnaście osób z orzeczeniem o znacznym lub umiarkowanym stopniu niepełnosprawności. Dziś pracuje ich trzydzieści pięć. Maszyny pralnicze sterowane są komputerowo, więc obsługa sprzętu nawet dla osoby niepełnosprawnej nie jest zbyt skomplikowana. Żeby uniknąć pomyłek, pranie każdego klienta pakowane jest w worki o różnych kolorach. Gdyby jednak i w tym momencie coś zawiodło, to można jeszcze wrócić do nagrań z kamer monitoringu i wyłapać czego brakuje. – Po kilku latach pracy nasi pracownicy mają już takie doświadczenie, że potrafią po strukturze materiału określić od jakiego klienta pochodzi pranie. Najlepszym rozwiązaniem byłoby czipowanie rzeczy, które mają potem trafiać do pralni, co skutecznie wyeliminowałoby błędy, ale nie każdy hotel, czy restauracja chce inwestować w takie rozwiązania – wyjaśnia Dezyderiusz Szwagrzak.
Kto pracuje ten zwiedza
Obie pralnie to chyba jedyny taki zakład w regionie nastawiony na niesienie pomocy, a nie na zysk. Pracujący tu na trzy zmiany osoby niepełnosprawne zaczynają o godzinie szóstej rano, a kończą o siódmej wieczorem. – Po czterech godzinach pracy jest godzina rehabilitacji, w ramach której pracownicy korzystają m.in. z zajęć informatycznych, manualnych i ruchowych. Ponadto biorą udział w różnych akcjach charytatywnych, promocji zakładu, czy też przygotowywaniu upominków dla klientów. W najbliższym czasie planujemy zorganizować naszym pracownikom zajęcia z nauki tańca – tłumaczy pan Dezyderiusz.
Na każdym etapie pracy niepełnosprawni mogą liczyć na pomoc swoich opiekunów. Oprócz tego cały czas jest na miejscu pielęgniarka. – Udało nam się nawiązać współpracę z Towarzystwem Charytatywnym „Rodzina”, dzięki czemu nasi podopieczni otrzymują dodatkową pomoc w postaci żywności: serów, owoców, warzyw, czy chleba, co pozwala znacznie podreperować ich domowe budżety, bo większość z nich ma trudną sytuację finansową. Na szczęście na brak pracy nie możemy narzekać. Mamy tak dużo zamówień, że ostatnio musieliśmy odmówić jednemu ze szpitali, bo nie dalibyśmy już rady wszystkich obsłużyć. Gdybyśmy cały czas nie inwestowali, zapewniając pracownikom np. nową klimatyzację, nowe wyposażenie pralni, albo kupując samochód do transportu, bylibyśmy samowystarczalni – wyjaśnia dyrektor Szwagrzak.
Jak przystało na porządny zakład, oprócz solidnej pracy jest i czas na imprezy integracyjne. – Ostatnio tak dobrze bawiliśmy się na pikniku w Suminie, że gdy po pierwszych imprezowiczów przyjechał busik, nikt nie chciał do niego wsiąść. Co roku jeździmy też na trzydniowe wycieczki. Byliśmy w Pradze, Budapeszcie, Wiedniu, Berlinie i na Litwie. Wszystko po to, by pokazać im trochę świata, innej kultury i obyczajów – opowiada dyrektor i dodaje, że największą satysfakcję odczuwa wtedy, gdy widzi jak poprzez pracę zmieniają się jego podopieczni. – Kiedy tu trafiają, zdarza się, że nie potrafią poprawnie ułożyć jednego zdania. Są wystraszeni, niepewni swoich umiejętności i wycofani. A potem widzę, jak zmienia się ich życie i jak zmieniają się oni sami i czytając ich wpisy na naszym Facebooku czuję, że to co dla nich robimy ma sens – podsumowuje.
Szczęśliwa siedemnastka
Michała przyprowadziła do ZAZ-u sąsiadka, ale nie była przekonana, że sobie poradzi, zwłaszcza z dojazdami z Rydułtów. Dziś nie tylko dojeżdża, ale i komunikuje się ze znajomymi na Facebooku. Z Mirkiem przyszli rodzice, którzy nie bardzo wierzyli w to, że syn z zespołem Downa będzie mógł pracować w pralni. A teraz wszyscy zgodnie przyznają, że nikt tak dokładnie nie potrafi składać wymaglowanej pościeli jak on.
Darek jest w pralni od samego początku. Chyba nie ma osoby, która potrafiłaby lepiej od niego prasować i takiej, która stanęłaby z nim w szranki jeśli chodzi o wiedzę o Kosmosie i historię Śląska. O Damianie mówi się, że z prawem był kiedyś na bakier, a z drogi każdy wolał mu zejść. Nie wiadomo jak potoczyłoby się jego życie, gdyby nie wypadek, któremu uległ podczas pracy na budowie. – Stawialiśmy w Wiśle kominek, który się na mnie zawalił. Dwa miesiące byłem w śpiączce, najpierw w szpitalu w Jastrzębiu, potem w Wodzisławiu – opowiada. Gdy się wybudził, stał się innym człowiekiem. Dziś codziennie przed pracą idzie do kościoła podziękować za ocalenie, a potem przychodzi do pralni, gdzie zajmuje się sprzątaniem. – Nie zamieniłbym tej pracy na inną, bo tu wszystkich znam i dobrze mi się z nimi pracuje – podsumowuje.
Tutaj dostają pracę ci, których nigdy nie zatrudniliby inni pracodawcy, a pralnia jest dla nich nadzieją na inne życie. – Nie jesteśmy nastawieni na zysk, tylko pomaganie osobom wykluczonym. Miesiąc temu przyjęliśmy niepełnosprawną panią, która nigdzie nie potrafiła znaleźć pracy, więc my byliśmy jej ostatnią szansą. Zaczęło się od tego, że po śmierci ojca, macocha wyrzuciła ją z domu. Zaczęła więc mieszkać na dworcach, przystankach i kiedy stała się osobą bezdomną straciła pracę. Odkąd jest z nami w pralni, dzięki zarobionym tu pieniądzom, może sobie pozwolić na wynajęcie pokoju. Staramy się również zorganizować jej pomoc prawną, by mogła odzyskać połowę rodzinnego domu – opowiada dyrektor Szwagrzak i przytacza historię Bogdana, który mieszkał w domu przejściowego pobytu dla bezdomnych mężczyzn przy Marklowickiej. Jego życie zmieniło się dopiero w momencie podjęcia pracy w pralni. – W końcu mógł pomyśleć o przyszłości. Ustatkował się, poznał kobietę, razem złożyli wniosek o mieszkanie komunalne, a my pomogliśmy mu je wyremontować. Dziś jest konserwatorem, który dba o nasz sprzęt – dodaje.
Ta praca to pierwszy krok do tego, by poszukać podopiecznym etatów na otwartym rynku. Opiekunowie z ZAZ-u przygotowują ich do samodzielności i pokonywania kolejnych barier. – Jeden z naszych podopiecznych trafił do firmy Nissan w Rybniku, gdzie został kierownikiem działu. Inny znalazł pracę w Czechach, gdzie świetnie zarabia, a kolejny w firmie ochroniarskiej – wylicza pan Dezyderiusz i wskazuje na przykład Adama, który dzięki pracy mógł zrealizować największe marzenie swego życia. W pralni przepracował dziewięć lat i przez cały czas dojeżdżał do Wodzisławia z Gorzyc na rowerze, bo choć zawsze marzył o samochodzie, prawo jazdy zdał dopiero za siedemnastym podejściem. Kibicowali mu wszyscy pracownicy ZAZ-u i doping się przydał, bo od niedawna jest szczęśliwym posiadaczem 17-letniej renówki, którą dojeżdża codziennie do pracy. Dyrektor Szwagrzak też ma marzenia. – Myśleliśmy o otwarcie baru mlecznego, ale nasz pomysł na razie leży w szafie. Możemy jeszcze rozbudować przyziemia i otworzyć kolejną pralnię, która mogłaby obsługiwać jakąś większą placówkę, jak szpital, a my moglibyśmy dać pracę i nadzieję na lepsze życie kolejnym niepełnosprawnym – podsumowuje dyrektor placówki. Katarzyna Gruchot