Gdyby Hitler zrealizował swój plan, dzisiaj byśmy nie rozmawiali
– Jeśli chcemy, by Żydzi zrozumieli nasze racje, to powinno to działać również w drugą stronę. My też powinniśmy zrozumieć specyficzną izraelską wrażliwość – mówi dr Piotr Setkiewicz, kierownik Centrum Badań Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu, który gościł podczas konferencji dla nauczycieli w Wodzisławiu.
Panie doktorze, co pan pomyślał, kiedy zobaczył w mediach, jak grupa neonazistów świętuje w lesie pod Wodzisławiem urodziny Hitlera?
Dr Piotr Setkiewicz: Z jednej strony jest to szokujące. Dla mnie, jako Polaka, którego kilku członków rodziny znalazło się w Auschwitz. Dla mnie, jako człowieka zdającego sobie sprawę z tego, że nazizm doprowadził do ogromnych cierpień i licznych śmierci. Nie chciało się mieścić w głowie, że takie zachowania są możliwe ze strony młodych ludzi, młodych Polaków. Natomiast z drugiej strony nie sądzę, by Wodzisław Śląski był jakimś centrum neonazizmu w Polsce. Podobne działania są obecne również w innych częściach Polski. Gdyby prześledzić liczbę wpisów o treściach neonazistowskich uczynionych przez internautów w różnych miejscach kraju i pozaznaczać pinezkami na mapie Polski gdzie do nich doszło, to myślę, że pinezki dość równomiernie by się rozłożyły. Musimy zmierzyć się z tym, że młodzi ludzie napotykają w internecie tego rodzaju treści. Ale to nie jest tylko doświadczenie Polski, ale też angielskie, niemieckie, francuskie itd.
Pozostanę na gruncie wodzisławskim. Ponad rok temu jeden z radnych miejskich apelował, by z tablic upamiętniających los ewakuowanych więźniów KL Auschwitz zniknęły takie sformułowania jak „obóz w Oświęcimiu”. Bo przecież to było Auschwitz. Co pan o tym sądzi?
Podejrzewam, że większość Polaków orientuje się, że w Oświęcimiu nie istniał żaden inny obóz, jak tylko Niemiecki Nazistowski Obóz Koncentracyjny Auschwitz. Jednak ze względu na tendencję ogólnoświatową również i w Polsce stara się utrzymywać jednolite nazewnictwo. W związku z tym uważam, że jeśli nie zrujnuje to budżetu samorządowego, to dobrze byłoby poprawić te sformułowania. Tym bardziej, jeśli przyjeżdżają tu goście z zagranicy. Bo o ile dla większości Polaków sprawa nazewnictwa jest oczywista, to już dla gości z zagranicy niekoniecznie. Tam wszyscy reagują na słowo Auschwitz.
Zapytam o ustawę o IPN. Polski rząd jej broni, strona izraelska nie kryje oburzenia. Jak odnaleźć się w tej dyskusji?
Bardzo trudno się odnaleźć. Po części jest to problem samych polityków. W ferworze dyskusji po jednej i po drugiej stronie padają ciężkie słowa, z których trudno się później wycofać. Głęboko wierzę, że możliwa jest jakaś reakcja służąca wyciszeniu całego problemu. Na czym polega kłopot? Zarówno ja, jak i pozostali pracownicy Muzeum w Auschwitz, wiemy jakie słowa dobierać, by nie urazić naszych izraelskich przyjaciół. Doradcy polityków niekoniecznie muszą wiedzieć, że taka, a nie inna wrażliwość na ten temat jest ze strony izraelskiej. W drugą stronę - w kontekście naszej wrażliwości - działa to tak samo.
Co to znaczy?
Jeśli chcemy, by Żydzi zrozumieli nasze racje, to powinno działać również w drugą stronę. My też powinniśmy zrozumieć specyficzną izraelską wrażliwość i mieć świadomość, że zagłada w czasie II wojny światowej to jednak inne doświadczenie dla Żydów, a inne dla Polaków. Owszem, ofiary były po obu stronach. Ale dla Hitlera zgładzenie Żydów było priorytetem, co mu się prawie udało. Jeśli spojrzeć na mapę Europy z 1944 roku, to właściwie wszędzie tam, gdzie stacjonowały wojska niemieckie, Żydów już nie było, bo zostali zamordowani. Polacy też cierpieli w wielki sposób. Wymordowano polską inteligencję. Ale też ludzi zupełnie przypadkowych. Na przykład do Auschwitz przywożono również z powodów zupełnie absurdalnych: za jazdę na gapę, za pocałowanie niemieckiej dziewczyny czy za uderzenie niemieckiego konia. Ślepy terror miał zastraszyć polskie społeczeństwo i uczynić go bezwolnym. Oczywiście wśród historyków panują różne opinie co do tzw. Generalnego Planu Wschodniego, czyli planu - jeśli chodzi o Polaków - wysiedlenia na zachodnią Syberię około 80-85 proc. społeczeństwa, co by pewnie oznaczało śmierć z zimna czy z głodu. Jestem skłonny wierzyć, że ten plan - gdyby wojna potrwała dłużej - zostałby zrealizowany i dzisiaj byśmy nie rozmawiali.
Czyli wspólnym mianownikiem powinien być szacunek?
Myślę, że tak. Wiele osób, które wydają dziś opinie w tej sprawie, pewnie nigdy nie miało okazji porozmawiać z drugą stroną. Wielu Polaków pewnie nigdy nie widziało Żyda i nie miało okazji z nim porozmawiać. I odwrotnie. A myślę, że po pięciu minutach rozmowy okazałoby się, że potrafimy się porozumieć.
Wizyta młodego Polaka w Auschwitz powinna być obowiązkowym punktem na drodze edukacji?
Kłopot polega na tym, że w obliczu różnych reform oświaty nauczyciele często nie mieli szansy, by doprowadzić do tematyki II wojny światowej i ją zgłębić. Zawsze brakowało czasu. A to już nie te lata, że młody człowiek dowie się wiele o wojnie od babci czy dziadka. Nie możemy się więc pławić w samozadowoleniu, że skoro jesteśmy Polakami, to będziemy wiedzieć. Młode pokolenie nie będzie wiedzieć, bo nie ma skąd. Czas najwyższy wdrożyć w Polsce różnego rodzaju programy edukacyjne w tym zakresie. Na Zachodzie już to zrobiono. Na przykład dofinansowywane są wizyty w Auschwitz. Młodzież z Anglii przylatuje, żeby zwiedzić Muzeum w Auschwitz. Frekwencja w Muzeum jest gigantyczna. To ponad 2 mln ludzi w ciągu roku. Jesteśmy najczęściej odwiedzanym muzeum w Polsce. Jest ważne, by zobaczyć to miejsce. Widok stosów ludzkich włosów, stosów butów - to zostaje w sercu i pamięci. Dodatkowo mamy przewodników, którzy wiedzą, jak trafić do młodych ludzi. Rozmawiała Magdalena Kulok