Kieca: Festiwal iluzji moich kontrkandydatów trwa w najlepsze
Z urzędującym prezydentem Wodzisławia Śląskiego Mieczysławem Kiecą rozmawiamy o podsumowaniu kadencji, procesach w trybie wyborczym, rozwiązaniu problemów ze spięciem budżetu oraz ocenie trwającej kampanii wyborczej.
– Zacznijmy od podsumowania kadencji. Co uważa pan subiektywnie za największy sukces tej kadencji?
– Mimo wielu trudności, to jest kadencja sukcesu. Nie da się tu jednak wskazać jednego największego działania. Wśród najważniejszych na pewno musimy wymienić ściągnięcie do Wodzisławia olbrzymiego inwestora, a co za tym idzie olbrzymiego zakładu pracy, modernizację Ośrodka Rekreacyjnego Balaton, remont naszej zabytkowej perły – Pałacu Dietrichsteinów, rewitalizację historycznego dworca kolejowego i bardzo duży sukces wodzisławskiej oświaty, którą obecnie stawia się za przykład w kraju. To tak na szybko. Nie sposób tu wybrać jednak jednego, wiodącego działania.
– Kadencja też była długa…
– Z jednej strony tak, ale z drugiej była też skrócona o okresy pandemii i wojny w Ukrainie. To zabrało wiele czasu tej kadencji na normalną pracę. Tak naprawdę to wycięte ponad dwa lata, w trakcie których musieliśmy działać zupełnie inaczej.
– A czy widzi pan w takim razie jakieś porażki tej kadencji?
– Nie traktuję tego w kategorii porażki, a raczej w kategorii tzw. rzeczy niepotrzebnych. Taką rzeczą niepotrzebną dla całej naszej miejskiej wspólnoty była i jest sytuacja konfliktu związanego z organem stanowiącym, czyli radą miejską. Czy dałoby się temu zapobiec? Dzisiaj stanowczo widzę, że nie, bo zależne jest to od charakterów osób, w przypadku których deklaracje mają się nijak do czynów. Druga niepotrzebna sytuacja, która wydarzyła się w tej kadencji, była związana z błędem ludzkim – utratą szansy na aplikowanie o środki z Polskiego Ładu we wcześniejszych rozdaniach. Ale tę sytuację przekuliśmy w sukces. Kwotę, której ta sytuacja dotyczyła, czyli 30 mln zł, pozyskaliśmy z Polskiego Ładu na duże zadanie, czyli inwestycje drogowe w dzielnicach miasta. Podsumowując: dwie rzeczy niepotrzebne, z których jedna została odwrócona i naprawiona. Natomiast w odniesieniu do tego najpierw wskazanego przypadku to wyborcy będą podejmować najważniejsze decyzje już 7 kwietnia.
– Pojawiają się sugestie, że nastąpił przesyt wizualizacji różnych inwestycji przed wyborami. Co pan na to?
– Uważam tego typu opinie za zupełnie chybione. Wizualizacja jest normalną częścią pracy projektowej. Każdy, kto w życiu realizował jakiś projekt, wie, że element graficznej wizualizacji też wchodzi w zakres pracy projektowej. Po drugie nie jest to nowość w moim wydaniu. Od lat w swojej codziennej pracy prezentowałem wizualizacje i graficzne plansze obrazujące, co chcemy zrobić. Pałac przed modernizacją miał wizualizację, Balaton miał wizualizację, dworzec kolejowy także. Przy planach związanych z rozwojem mieszkalnictwa również pokazywaliśmy, jak miałyby wyglądać mieszkania. Większość z w ten sposób ukazanych projektów przekuwamy w czyny. I tak, nie wyobrażam sobie przekazywać naszym mieszkańcom, że chcę coś zrobić, nawet tego nie pokazując. W mojej pracy to standard, który się sprawdza: jest koncepcja, jest projekt, jest konkretna realizacja. Odnosząc to do dzisiejszej kampanii moich kontrkandydatów, uważam, że zobaczyć możemy brak merytoryki, brak wizualizacji i konkretnych projektów. Z jakiejkolwiek strony.
– Co z tegorocznym budżetem, czy inwestycje będą mogły być realizowane, a tymczasem co z wypłatami dla urzędników?
– Należy pamiętać, że okres finansowania większości zaprezentowanych przeze mnie inwestycji rozłoży się na lata 2025-2027, czyli lata tej perspektywy unijnej. W tym roku zatem nie będziemy ponosić na te cele wydatków budżetowych. Co do kwestii wynagrodzeń i spinania pod tym kątem budżetu urzędu i jednostek, uważam, że powinna być to kwestia rozstrzygana przez nową radę, bo to właśnie ta rada będzie decydowała o budżetach w następnych pięciu latach. Dlatego też na razie w ogóle nie poruszaliśmy tematu wolnych środków. Mocno wierzę jednak, że uda się wypracować tutaj wraz z radnymi odpowiednie rozwiązania.
– Pozostając nieco w tym temacie, bo odpowiedź może wiązać się z poprzednim pytaniem, chciałem zapytać też, czy jest jakiś problem czy kwestia, którą trzeba będzie niezwłocznie podjąć i rozwiązać po wyborach?
– Myślę, że nie istnieje żadna sytuacja kryzysowa, która wymagałaby natychmiastowych działań. Uważam jednak, że już z nową radą, jeśli będzie mi dane dalej pełnić funkcję prezydenta, będziemy musieli sukcesywnie wypracowywać rozwiązania dla finansowania poszczególnych sfer, jak sfery sportu, edukacji czy kultury, czego nie było w tej kadencji. Mogę potwierdzić, że startuję na moją ostatnią kadencję, czy przepisy o dwukadencyjności pozostaną niezmienione, czy też będą zmodyfikowane. Dlatego wierzę też, że nowa rada miasta stanie się pewnego rodzaju akademią samorządową, z której w przyszłości wyłonią się liderzy, a może też przyszły prezydent. Jestem otwarty na współpracę i pozostawienie za sobą zadr, choć zdaję sobie sprawę, że niektórzy nie mają takiego podejścia.
– Ile osób pozwał pan w ostatnim czasie w trybie wyborczym i za co, bo wiem, że część zarzutów dotyczyła opinii, które pojawiły się w wywiadzie w naszej gazecie?
– Korzystam z możliwości obrony, bo od lat pojawia się wobec mojej osoby zjawisko niekonstruktywnej krytyki, a krytykanctwa i hejtu, często na zasadzie „obrzućmy go błotem, a może coś się przylepi”. Dlatego też postanowiłem dochodzić swoich praw na drodze sądowej w dwóch sprawach, choć także nie jest to doskonały system. Chciałem też poznać orzecznictwo w zakresie ustalenia, czy prezentowane materiały mają charakter wyborczy. Sąd to potwierdził, jednak w przypadku treści, które pojawiły się w wywiadzie z przewodniczącym rady Dezyderiuszem Szwagrzakiem, sąd oddalił wniosek o wydanie orzeczenia, przyjmując stanowisko, że są to prywatne opinie pana przewodniczącego. Pozostajemy więc w sferze opinii – więc nawet jeśli ja w oparciu o moje i moich pracowników doświadczenia ze współpracy z panem przewodniczącym mam o nim bardzo negatywną opinię, on ma zapewne taką opinię o mnie, to jest to nasze prywatne zdanie, do którego mamy prawo. Podobnie w sprawie przeciwko radnemu Łukaszowi Chrząszczowi, gdzie również stwierdzono, iż była to prywatna opinia.
– Czy pana zdaniem ostatnie dni kampanii będą brutalne i trudne, czy przebiegną spokojnie?
– Patrząc na to, co działo się do tej pory, nie łudzę się, że może być spokojnie. Widzimy na każdym kroku kampanię „antyKieca”, przy braku merytoryki i przede wszystkim tego, czym powinna charakteryzować się kampania wyborcza do samorządu – spotkań z mieszkańcami, dyskusji, rozmów i prezentacji konkretnych projektów, choćby w formie konwencji wyborczych lub debat, jak ma to miejsce w sąsiednich samorządach. Ja wychodzę do ludzi, jestem na spotkaniach, rozmawiam – także w przypadku wydarzeń miejskich, z racji pełnienia funkcji, ale odpowiadam też na pytania online. Mam jednak wrażenie, że ta kampania to festiwal iluzji moich kontrkandydatów, nawet patrząc na banery wyborcze z wyretuszowanymi zdjęciami, zupełnie nieadekwatnymi do rzeczywistości. W samorządzie chodzi przecież o autentyczność, a w mojej opinii tego tu brakuje. Ja też jestem wyborcą i chcę podejmować decyzje świadomie, na podstawie oceny merytorycznych działań kandydatów.