Na wstępie: Gdzie ta kultura?
Szymon Kamczyk, Redaktor Naczelny Nowin Wodzisławskich
Niestety wulgaryzmy w przestrzeni publicznej (nie tylko na plakatach, ale np. w programach telewizyjnych, nawet debatach czy dyskusjach politycznych) są już na porządku dziennym. Jeszcze kilka lat temu było nie do pomyślenia, aby ktoś na wizji użył nieparlamentarnych słów. Obecnie jednak panuje w tej materii dość luźne podejście.
Rzucanie mięsem występuje m.in. w skeczach kabaretowych, a także w pamiętnych restauracyjnych nagraniach czołowych polityków. Czy jednak tak dosadne akcentowanie treści jest nam potrzebne? Już prof. Bralczyk kiedyś rozprawiał, że czasem nasz swojski wulgaryzm na K. ma za zadanie podkreślenie wypowiadanych opinii, wzmocnienie (prostackie, ale działające) zdania. Jednak nie na forum, czy w przestrzeni publicznej. Abstrahując od tego, jaką partię się obraża, można przecież zrobić to w lepszy dla ucha i oka sposób.
A może używanie wulgaryzmów świadczy o ubogim zasobie słownictwa rozmówcy, bo przecież wiele inwektyw jest w stanie zastąpić niejedno słowo. Podobnie, jak śląskie „onaczyć” jest w stanie zastąpić każdy czasownik. Tylko, że w tym przypadku nikt się nie oburza, a każdy Ślązak wie, o co rozmówcy chodzi.
Zawsze zachęcam do manifestowania i prezentowania swoich poglądów, jeśli nie godzą one w wolność innych, jednak uważam, że zawsze powinno to odbywać się w sposób kulturalny, a już na pewno w kulturze języka. Pozostawiam jednak Państwu do oceny sprawę plakatów, które ostatnio wywołały poruszenie.