Wulgaryzmy na słupach ogłoszeniowych w Wodzisławiu
Mieszkańcy Wodzisławia Śląskiego są zniesmaczeni plakatami, które pojawiły się w tym tygodniu na słupach ogłoszeniowych w mieście. Plakaty mają uderzać w PiS, ale chyba bardziej biją po oczach wulgaryzmami.
Od kilku dni wodzisławianie m.in. przy rynku oraz przy dworcu PKP „muszą” podziwiać plakaty, którym daleko do kulturalnych. – Przechodzę tamtędy z dziećmi i już miałam pytanie, „mamo, a co to znaczy w********ać”. Zamurowało mnie. Dzieci to widzą i to boli. Nie ważne, czy to ma krytykować PiS, czy PO, po prostu w przestrzeni publicznej nie powinna się pojawiać mowa, jak z rynsztoka – pisze do nas pani Marzena, przesyłając zdjęcia.
Nikt nie pyta o zgodę
Choć słupy ogłoszeniowe należą do miasta, to nie urząd odpowiada za pojawiające się tam treści. – Słupy ogłoszeniowe, właścicielem których jest miasto to słupy ogólnodostępne, nie jest wydawana zgoda na umieszczanie ogłoszeń. W tym konkretnym przypadku również nie była, a w przypadku zwrócenia się o jej wydanie (co nie miało miejsca) wnioskodawca i tak otrzymałby odpowiedź, że takiej zgody nie wydaje się. Za treść ogłoszenia odpowiada ten, kto je umieszcza, miasto nie cenzuruje treści ogłoszeń – wyjaśnia Mateusz Jamioła, specjalista ds. rozwoju miasta z UM Wodzisław Śląski.
Służby czyszczą co jakiś czas
Z jaką częstotliwością są oczyszczane słupy? – Słupy oczyszczane są wg potrzeb w miarę nagromadzenia się na nich większej ilości ogłoszeń – tak, aby dać każdemu, kto ma potrzebę dotarcia do mieszkańców z jakimś komunikatem, przynajmniej minimalny czas na zamieszczenie ogłoszenia – dodaje Mateusz Jamioła.
– Ktoś powinien za to odpowiedzieć, bo takie słowa są oburzające – dodaje mieszkanka w swojej korespondencji do naszej redakcji. Na razie nie wiadomo jednak, kiedy wulgarne treści znikną z plakatów.
(ska)