Cisza po wielkiej burzy
Właśnie te ostatnie są największym zmartwieniem proboszcza. Organy w bazylice zostały wybudowane po wielkim pożarze świątyni w 1959 roku. W tamtych czasach były największe w całej diecezji katowickiej. Wykonała je firma „Biernacki” z Krakowa. Instrument ten jest jedyny w swoim rodzaju na Śląsku. Dysponuje blisko setką głosów.
– Firma tworzyła te organy już wykorzystując elektronikę. Nie były to już tylko pneumatyczne organy, ale zostały wyposażone w przekaźniki i elektromagnesy. Na tamte lata to była nowość – wspomina Franciszek Musioł, proboszcz parafii św. Antoniego w Rybniku.
Jedyny taki w regionie
Instrument w rybnickiej bazylice jest wyjątkowy również z innego względu. Mało kto wie, że poza chórem, organy zamontowane są również w samym ołtarzu. Tu także znajduje się osobne stanowisko dla organisty. Instrument w ołtarzu był wykorzystywany kiedyś podczas mszy w tygodniu. Tylko w święta i niedziele muzyk wchodził na chór. Możliwa była również gra z chóru na organach w ołtarzu a nawet występ dwóch organistów równocześnie.
– Organy były bardzo intensywnie wykorzystywane. Więcej w tym całym graniu było chwalenia się takim instrumentem niż dbania o niego. Czas robił swoje i nasz skarb stopniowo psuł się – wyjaśnia ks. Musioł.
Cisza w bazylice
Nawałnica jaka przeszła pod koniec czerwca nad Rybnikiem, dopełniła zniszczenia instrumentu. Przepaleniu uległa cała elektronika. Spalił się między innymi transformator oraz wentylator, który napędza miech. W kościele zapanowała cisza. Przez ponad miesiąc wierni modlili się bez muzyki w kościele. W wakacje z Zabrza do Rybnika przyjechała specjalistyczna firma by ratować instrument. Udało się uruchomić zaledwie kilka głosów, które radzą sobie z najprostszymi, kościelnymi melodiami. Nie ma mowy o koncertowaniu. Z tego też powodu, po raz pierwszy od wielu lat, w rybnickiej bazylice nie odbyły się jesienne koncerty organowe. Ksiądz proboszcz, jako ostatnią deskę ratunku, sprowadził do swojej parafii trzech znawców, którzy budują i remontują tak wielkie instrumenty.
– Okazało się, że aby naprawić tylko to co zostało spalone potrzeba 120 tysięcy złotych. Trzeba by również przeprogramować dopływ prądu w instrumencie. Niestety taka naprawa jest tylko doraźna i nikt z nich nie zdecydował się tym zająć. Nie daje ona również gwarancji, że piszczałki będą działać. W każdej z piszczałek jest membrana z koziej skóry, bo tylko z takiej wykonuje się te elementy, niestety fachowcy nie sprawdzili w jakim jest stanie ten element. Organom potrzebny jest kapitalny remont, którego nie ominiemy – mówi ksiądz.
Pożyczka z Niemiec
Koszt całości nowej elektroniki, jaka potrzebna jest rybnickiej parafii to około 500 tysięcy złotych. To stosunkowo mało w porównaniu do nowego instrumentu, który dla świątyni tego rozmiaru mógłby kosztować wiele milionów złotych. – To naprawdę duże pieniądze a nasza parafia takich środków nie posiada. Będziemy szukać wsparcia w różnych instytucjach, bo organy naprawić trzeba. Wierni lubią muzykę – zapewnia proboszcz.
Pożyczka z zachodu
Jak zdradził nam ksiądz Musioł, jakiś czas temu skontaktowała się z nim prywatna osoba mieszkająca na terenie Niemiec, która jest w stanie wyłożyć ponad 100 tysięcy euro na remont instrumentu. Pieniądze należałoby zwrócić do pięciu lat. Zostałyby one pożyczone na bardzo preferencyjnych warunkach, bez procentów. – Nie sztuka pożyczyć pieniądze, trzeba mieć z czego je później oddać – martwi się duchowny.
Adrian Czarnota