Dwa grzyby w barszczu
Maciej Kołodziejczyk, dziennikarz, redaktor naczelny katowickiej gazety „Echo Miasta”: Będziemy mieli kłopoty. Oj, będziemy mieli problem, wspomnicie jeszcze moje słowa... Bo dziś jest w Rybniku jeden słaby i źle prowadzony klub żużlowy, a już za rok będziemy mieć dwa. Z dużą dozą prawdopodobieństwa jeszcze słabsze niż ten jeden dzisiejszy, a na dodatek awanturujące się niczym ten klient bez krawata w „Misiu” Stanisława Barei.
Możecie powiedzieć, że to czarnowidztwo. Ale kiedy kilka dni temu przeczytałem, że tajemnicza „grupa inicjatywna” zakłada nowy klub żużlowy w Rybniku i chce go zgłosić do rozgrywek w 2009 roku, resztki włosów na głowie stanęły mi dęba. Choć uważam, że potrzebna nam żużlowa rewolucja, to raczej nie najlepszym pomysłem jest przeprowadzanie jej w taki sposób.
Bo przecież, tak sobie myślę, RKM istnieje. Trudno powiedzieć, by miał się dobrze, ale mimo wszystko jakimś cudem utrzymuje się na powierzchni. I w zasadzie nic prostszego – jesienią tego roku będzie walne zebranie członków tego klubu. Wtedy trzeba brać sprawy we własne ręce i działać. Wyplenić stamtąd tych nieudolnych i zaczynać (prawie) od zera. Wtedy można zmienić nazwę (na historyczny ROW na przykład, choć moim zdaniem legenda sama z siebie się nie utrzyma), skład i przede wszystkim zasady funkcjonowania klubu. Mnie marzy się na przykład, żeby pewnego dnia z okolic rybnickiego żużla usłyszeć komunikat: „Prezes rozmawia z inwestorami”, a nie jak dotychczas: „Prezes załatwia pieniądze”. Różnica więcej niż podstawowa, już na pierwszy rzut oka...
A cóż może zmienić zakładanie drugiego klubu? Otóż już w tym roku do potencjalnych sponsorów będzie pukać dwa razy więcej osób niż dotychczas. I każdy rozsądnie myślący dojdzie do wniosku, że cały ten żużel to jakaś niepoważna sprawa. Będzie miał rację, bo jak znam życie nieraz będziemy świadkami medialnych przepychanek pomiędzy tymi starymi i tymi nowymi. Przepychanek, które na pewno nie naprawią nadszarpniętego wizerunku tej dyscypliny sportu w naszym mieście.
Bo moim skromnym zdaniem największym problemem rybnickiego speedwaya nie jest brak spektakularnych sukcesów. Ich przecież nie będzie bez pieniędzy, bez rozsądnie wydawanych i profesjonalnie zdobywanych pieniędzy. A tych ostatnich nie będzie, bo obiegowa opinia o tej dyscyplinie sportu „Made in Rybnik” jest fatalna. I to jest problem prawdziwy – żużel musi odzyskać zaufanie. Zaufanie potencjalnych sponsorów, a nawet kibiców, którzy mają dosyć chaosu na stadionie przy ul. Gliwickiej.
Prawie rok temu w tym samym miejscu pisałem, że za 12 miesięcy będzie się w Rybniku więcej mówiło o koszykówce niż o żużlu. Usłyszałem wtedy, że to niemożliwe, bo przecież „Rybnik żużlem stoi”. Okazało się jednak, że miałem rację, choć satysfakcja z tego mizerna. Za rok chciałbym napisać, że czarno–widząc w kwestii dwóch grzybów w żużlowym barszczu się myliłem. I oby tak było...