Żywot pięknej kamienicy
Z jedną z najbardziej reprezentacyjnych kamienic w naszym mieście związane są losy kilku rodzin.
Piękny dom u zbiegu ulic Gliwickiej i Powstańców stawiała rodzina Polonius.
Kamienica, w której mieści się dzisiaj m.in. cukiernia, powstał w 1897 roku. Jeden z rodziny Poloniusów pochodził z Raciborza, inny aż z Berlina. Potem właścicielami tej kamienicy byli Muenzerowie. W 1929 roku nabyła go Fanny Muenzer, a po niej (od 1935 roku) dziedziczyły jej córki. Większość starych secesyjnych kamienic na ulicy Powstańców powstała na początku XX w.
Domy żyją razem z ludźmi
Pani Barbara, jedna ze współwłaścicielek, przyszła na świat w 1938 roku, w Rybniku. Jest córką Eryka Glassa (ur. w 1906 roku, data jego śmierci nieznana) oraz Elfrydy z domu Mildner (1912–1997). Współwłaścicielką jest też kuzynka pani Barbary – Irena i to ona z obecnie żyjących jest najbardziej związana z piękną, rybnicką kamienicą. Dom, jak i wszystko, czym zarządzano za czasów komuny, a co nie należało do władzy ludowej, pozostał w opłakanym stanie. Wielki wkład w jego obecny stan włożyła pani Barbara. Szkoda, że u nas wciąż nie docenia się prywatnych zasług, osobistego zaangażowania, a co za tym idzie, nieraz wielkich kosztów i wyrzeczeń w ratowaniu zabytków. Dziś nowi właściciele często nie mają serca do starego budwnictwa. To tylko taka „budowlana chabeta”, którą się póty używa, póki się jej nie zajedzie na amen. Jej historia i historia ludzi z nią związanych są właściwie na marginesie.
Rodzinne ścieżki
Ojciec pani Barbary, Eryk, zginął w czasie wojny na Dolnym Śląsku. Trudno ustalić datę jego śmierci. Rodzice matki pani Barbary to Ernst Mildner urodzony 4 marca1885 w Prudniku i Anna z domu Klein urodzona 25 maja 1887 roku w Rosocznicy koło Nysy. Z kolei rodzicami Anny byli Albert Klein i Matylda z domu Juppe ze Ścinawy. Ernst i Anna pobrali się 11 maja 1911 roku w kościele św. Piotra i Pawła w Katowicach. Eryk Glass urodził się w Rybniku, również w Rybniku, przy ulicy Hallera, gdzie mieszkali jej rodzice, urodziła się Elfryda Mildner. Ojciec Elfrydy był mistrzem malarskim. Uczyli się u niego znani potem w Rybniku mistrzowie malarscy, tacy jak Pfeifer i Wilk. Rodzice pani Barbary pobrali się 17 lutego1936 roku. W tym miejscu uświadamiam sobie, jak krótko trwało ich małżeństwo. Zaledwie kilka lat. A jeszcze krócej ojciec mógł cieszyć się swym jedynym dzieckiem. Ojciec pani Barbary był urzędnikiem bankowym w Katowicach, a matka zajmowała się krawiectwem. Siostra jej matki, Małgorzata, poślubiła w 1935 roku Pawła Wieczorka – właściciela zajazdu na ulicy Raciborskiej („Potacznia”).
Splątane losy Ślązaków
Ojciec, którego pani Barbara prawie nie pamięta, zginął przypuszczalnie w okolicach Wrocławia, gdzie się ukrywał wraz z Priesterem, który miał w Rybniku kamienicę na placu Wolności. Jako oficjalną datę ich śmierci wpisano 9 maja 1946 roku, bo taką datę przyjęto dla wszystkich, o których śmierci w czasie wojny nie dane było bliskim dowiedzieć się czegokolwiek więcej. Rodzina pani Ireny do 1945 roku ukrywała się w piwnicach kamienicy przy ulicy Powstańców 1. Jak pogmatwane są nasze śląskie losy świadczy fakt, że babka pani Barbary, Anna, była „reichsdeutschem”, a w 1945 roku wysiadła z pociągu do Niemiec i wróciła do domu. Nigdy nie nauczyła się mówić poprawnie po polsku, ale wiedziała, gdzie jest jej miejsce na ziemi. I dziś pamięta się o tych, którzy tragicznie odeszli podczas wojny. We wspomnieniach pozostają zaginione w obozach hitlerowskich Bianka i Meta oraz inni.
Stare przegrywają z nowymi
W domu u zbiegu ulic Powstańców i Gliwickiej mieścił się przez jakiś czas sklep Aronstamma, a od strony ulicy Powstańców znajdowała się piekarnia Gutmanna. Kamienica ta była typowym budynkiem lokatorskim. W 1966 roku dom bezceremonialnie przejął Skarb Państwa. W 1970 roku pomieszczenia zajął ZUS. Szkoda, że teraz wszystko zwala się na karb właścicieli, którzy nieraz ponoszą olbrzymie koszty naprawiając pokomunistyczne zniszczenia. Poza tym dzisiaj wcale nie jest lepiej: współczesne władze rzadko interesują się ludźmi, z którymi związane są historie miejskich kamienic. Piękne, nieraz zabytkowe obiekty ustępują miejsca architektonicznym „klocom”.
Walczmy o „Juliusza”
Nieraz oglądam wnętrza tzw. czynszówek. Koszmar. Nawet gdyby któryś z lokatorów chciał coś zrobić, to przy naszej „odwiecznej tymczasowości” po prostu się mu nie opłaca. A nadto napotka Himalaje naszych polskich, wykluczających się przepisów. Zawsze słyszę, że na zachodzie Europy prawo jest nieraz gorsze. Tylko czemu tam mają od lat autostrady, stadiony i zachowują starą zabudowę, nawet jeśli nieopodal stoją nowe budynki. A u nas najłatwiej wyburzyć. Dlatego warto mówić o tych właścicielach staroci rybnickich, którzy wkładają w odnowę i utrzymanie strarych domów, wkładają całe serce i nie tylko. Warto przyklasnąć wszelkim inicjatywom miasta, które chce ocalić nasze zabytki, a jednocześnie dostosować do wymogów współczesności. Warto też, by rybniczanie dali wyraz poparcia władzom miasta w debacie z Urzędem Marszałkowskim w sprawie naszego „Juliusza”. Inaczej zabytek będzie niszczał w oczach. A koszmarny kloc dobudowany do szpitala od strony ul. 3 Maja pewnie będzie stał dalej....
Michał Palica