Czy to były aborcje?
Przed Sądem Okręgowym w Gliwicach ruszył proces znanego rybnickiego ginekologa.
Przez kilka miesięcy śledczy przesłuchiwali kilkaset kobiet. Materiały dotyczące działalności ginekologa są porażające.
– Nie dokonywałem żadnych aborcji. Poza zeznaniami pacjentek nie ma dowodów świadczących o mojej winie – bronił się w ubiegłym tygodniu, w wodzisławskiej okręgówce Andrzej K. Poza nim na ławie oskarżonych zasiadła Elżbieta L., położna, która asystowała przy zabiegach. Prokuratura zarzuca lekarzowi dokonanie 102 aborcji oraz fałszowanie dokumentacji medycznej. Zdaniem lekarza nie były to aborcje, a jedynie zabiegi abrazji, czyli łyżeczkowania jamy macicy z resztek tkanek, które pozostały po poronieniu. Innego zdania jest asystentka lekarza, która przyznała się do asystowania przy zabiegach. – Żałuję, że rozpoczęłam pracę u tego człowieka. Za jeden zabieg otrzymywałam 50 zł – mówiła przed sądem ze skruchą. Sam Andrzej K. za zabieg brał od 700 do 3 tys. zł., w zależności od zaawansowania ciąży oraz zamożności pacjentki. Często sam proponował zabieg. Jego najmłodsza pacjentka miała 16 lat. Mimo obszernego materiału dowodowego, jaki udało się zebrać śledczym, lekarz nadal nie przyznaje się do winy. Andrzej K. został zatrzymany 1 kwietnia ubiegłego roku w swoim gabinecie przy ulicy Hallera, na oczach pacjentek. Sprawa wyszła na jaw, gdy na policję zgłosił się ojciec jednego z nienarodzonych dzieci. Złożył zawiadomienie, gdy dowiedział się, że jego partnerka nielegalnie usunęła ciążę właśnie w gabinecie rybnickiego ginekologa. Lekarz od kwietnia przebywa w areszcie śledczym. Niewykluczone, że sąd odbierze mu prawo do wykonywania zawodu.
(acz)