Lecznicze działanie teatru
– Podobno w Polsce są dwa kultowe przedsięwzięcia. Jednym jest film „Rejs”, a drugim nasz spektakl „Klimakterium i… już” – śmieje się Elżbieta Jodłowska, aktorka i autorka sztuki, która według niej jest czymś pomiędzy kabaretem, musicalem a farsą.
Zainspirowana obejrzanym w Stanach Zjednoczonych spektaklem, postanowiła po powrocie do kraju stworzyć przedstawienie o bolączkach kobiet przechodzących menopauzę. „Bój to jest nasz ostatni, teraz skończy się trud, hormonów tyranii, młodości wieczny głód...” wyśpiewują więc do melodii Międzynarodówki bohaterki przedstawiania „Klimakterium i… już”. A są nimi cztery przyjaciółki, które odczuwają dolegliwości wieku średniego, czyli wszystko to, o czym nie wypada mówić na głos. Innym może nie wypada, ale Krycha, Zosia, Pamela i Malina nie ukrywają, że fale gorąca, bezsenność, zmiana nastrojów czy luki w pamięci to część ich życia. Swoje opowieści doprawiają dużą dawką humoru, a wiele z historii staje się materiałem na piosenki. – Chciałam, żeby to był taki spektakl z misją. Wzięłam tematy, które uważam za ważne, ale sukces przerósł nasze najśmielsze oczekiwania. Jestem szczęśliwa, że udało mi się pozyskać tak doskonałe aktorki. To jest dodatkowy plus tego spektaklu – przyznaje Jodłowska, która wcieliła się w rolę bezrobotnej dziennikarki, walczącej z nadwagą przy pomocy diety Cambridge, co nie przeszkadza jej w podjadaniu czekoladek, oczywiście nietuczących. „Nie dopinam się, chociaż wciągnęłam brzuch. Nie dopinam się, nie wchodzę w żaden ciuch. W pasie gumkę mam, by móc oddychać; Zważyłam się, znów utyłam, ja wiem…” – podśpiewuje bohaterka na melodię przeboju „Wymyśliłam cię”. Na scenie pojawia się także Elżbieta Jarosik, znana telewizyjnej publiczności jako mama Frani, głównej bohaterki serialu „Niania”. W spektaklu jest businesswoman, prowadzi ciucholand, ma męża, dziecko i kochanka. Czeka na wyniki biopsji. „Od pewnego czasu młode kobiety patrzą na mnie z obraźliwym szacunkiem” – zauważa upływające lata. Sklep przyjaciółki odwiedza również Matka – Polka z Białegostoku, czyli Grażyna Zielińska, grająca teściową pielęgniarki Bożenki w popularnym serialu „Na dobre i na złe”. W spektaklu, podobnie jak i pozostałe bohaterki, ma problem m.in. z bezsennością. Stąd tytułowa piosenka z „Czterech pancernych” zamienia się w hymn o kłopotach ze snem: „Noce niespokojne, nie możemy spać. Proszki na bezsenność, znowu trzeba brać. Całą noc krążymy, po domu chodzimy, nakarmimy psa…”. Jest jeszcze czwarta bohaterka, zwariowana feministka, uwikłana w wieloletni romans z żonatym mężczyzną, który ostatecznie odchodzi do innej. W jej rolę wcieliła się znana aktorka komediowa – Krystyna Sienkiewicz. O swoich bolączkach bohaterki opowiadają z przymrużeniem oka, pomiędzy częstymi wizytami w toalecie (jeden z „objawów” klimakterium), podjadaniem nietuczących czekoladek i przymierzaniem ciuchów z lumpeksu. A i tak, ich zdaniem, gorzej mają się mężczyźni. – Facet musi się nachlać i zapłacić barmanowi, żeby go posłuchał – wyjaśniają publiczności. – Mam dużo wpisów na stronie internetowej od kobiet, które twierdzą, że powinnyśmy się zgłosić do NFZ i dostawać refundację za to, że tak leczniczo na nie działamy. Z naszego spektaklu panie wychodzą pełne optymizmu i wiary w życie. To jest nasz największy sukces – podsumowuje z uśmiechem Jodłowska.
Beata Mońka