Dobre geny i dieta
W czerwcu 102 urodziny obchodzi mieszkanka Boguszowic – Marta Kula, która jest najstarszą rybniczanką. Jej recepta na długowieczność? – Na pewno dobre geny i dieta – twierdzą jej córka Helena i syn Mieczysław.
Panieńskie nazwisko najstarszej rybniczanki brzmi Konsek. Urodziła się w wielodzietnej rodzinie, była jedenastym dzieckiem z dwunastki rodzeństwa. Przyszła na świat w tym samym roku, w którym jej najstarsza siostra wychodziła za mąż. Już od wczesnych lat pani Marta bardzo lubiła czytać. Bywało, że pod pretekstem pomocy w gospodarstwie, zaszywała się z książką w stodole. – Lubiła książki, ale jej ojciec nie pozwalał czytać. W ciągu dnia trzeba było pracować, a wieczorem szkoda było marnować nafty do lampy – opowiada córka pani Marty. – Jako dziewczynka mama dużo czasu spędzała z braćmi. Nauczyła się grać w palanta, jeździć na „męskim” rowerze i ślizgać zimą na pantoflach. Ale miała też lalkę, którą zrobiła sobie ze szczotki do ubrań – dodaje Mieczysław Kula. W 1928 roku Marta Konsek wyszła za mąż za Pawła Kulę, gospodarza z Boguszowic. – To było takie trochę zaaranżowane przez ich rodziców małżeństwo – opowiada ich syn. – Ale byli razem szczęśliwi, choć tata był raczej małomównym człowiekiem, czego mama nie lubiła – dodaje jego siostra Helena. Państwo Kulowie mieli jeszcze jednego, najmłodszego syna, który już nie żyje. Doczekali się także siedmioro wnucząt i jedenaścioro prawnucząt. Mąż pani Marty dożył prawie 90 lat, zmarł w 1993 roku. – Ponieważ mama nie skończyła nawet szkoły podstawowej, bo była potrzebna do pomocy w domu, postanowiła sobie, że jej dzieci będą wykształcone. I udało się. My dwoje zostaliśmy nauczycielami, a nasz najmłodszy, już nieżyjący brat – inżynierem górnikiem – opowiada córka Helena.
Całe życie najstarszej rybniczanki było związane z Boguszowicami. Tu przeżyła obydwie wojny. Podczas drugiej z nich była nawet łączniczką w AK, ukrywała też w domu człowieka, którym opiekowało się podziemie. – Mama zawsze była odważną kobietą. Często też pomagała innym – zauważa syn pani Marty, która jeszcze do niedawna uczestniczyła aktywnie w życiu rodziny. – Gdy mama miała siedemdziesiątkę, hodowała krowę – przypomina sobie córka. Mniej więcej 10 lat przed śmiercią męża pani Marty, oboje zamieszkali u syna, bo ich dom był w kiepskim stanie i trzeba było go rozebrać. – Mama zawsze była ciekawa świata. Gdy była w lepszej formie, chodziła do kościoła, gdzie spotykała wielu sąsiadów i znajomych, z którymi lubiła porozmawiać. Dużo czytała po polsku i po niemiecku. Słuchała też radia, które wolała od telewizji – zauważa syn Mieczysław. Jeszcze dwa lata temu pani Marta samodzielnie poruszała się, dzisiaj wymaga troski najbliższych. – Mamy też przemiłą pielęgniarkę Kasię Zadarę, która przychodzi pięć razy w tygodniu i bardzo nam pomaga. Nawet nauczyła się gwary, żeby dogadać się z mamą – przyznaje Mieczysław Kula. A jaka jest recepta najstarszej rybniczanki na długowieczność? – Na pewno dobre geny. Czwórka z rodzeństwa mamy dożyła dziewięćdziesiątki – stwierdza córka. – Poza tym dieta. Jadała dużo jarzyn, a mało mięsa, bo nie było nikogo na nie stać. Ciężko pracowała w gospodarstwie, ale codziennie po obiedzie odpoczywała pół godziny. No i kiedyś tam postanowiła sobie, że nie będzie zrywać się rano, wcześniej niż o 6.30. I tego się trzymała – dodaje Mieczysław Kula.
Beata Mońka