Kupa śmiechu i dużo prawdy
W Dębieńsku powstaje kolejny śląski film Eugeniusza Klucznioka i Mirosława Ropiaka.
– To taki bardziej kameralny film, w którym jest dużo humoru sytuacyjnego. Nie ma w nim mowy o poważnych problemach, z którymi boryka się Śląsk, tak jak we wcześniejszych produkcjach – wyjaśnia Mirosław Ropiak, który stanął za kamerą.
„Byzuch”(czyli „odwiedziny”), bo tak brzmi roboczy tytuł najnowszego filmu, to historia kilku przyjaciół, którzy spotykają się po latach. Do Polski przyjeżdża Jorg, który od ponad 20 lat mieszka w Niemczech. Towarzyszy mu rodowity Niemiec – Andreas. Wizyta gości wyzwala szereg komicznych sytuacji, wynikających z błędnych wyobrażeń o Ślązakach i Niemcach. W rolę Jorga wciela się Jerzy Haberstroh, który zagrał już we wcześniejszym filmie Klucznioka „Kant–Pol”. Ma też duże doświadczenie sceniczne jako prowadzący karczmy piwne. – W filmie trochę podśmiewujemy się z tych polskich Niemców, ale i Ślązaków również. No a przecież „Prawdziwa cnota krytyki się nie boi” – stwierdza, spoglądając z uśmiechem na kolegę z planu – Jerzego Cnotę. Dla aktora znanego z roli zbójnika Gąsiora w serialu „Janosik” oraz filmów Kazimierza Kutza czy Janusza Kidawy, to już kolejne spotkanie z ekipą Klucznioka. – Z Gienkiem pracuje się fantastycznie, bo to jest przygoda zupełnie innego typu. Jest pełen luz, pełna improwizacja, powstaje mnóstwo niezamierzonych sytuacji, spontanicznie rodzą się gagi. Poza tym już teraz mało gram w filmach profesjonalnych. Nikomu nie opłaca się ściągać do Warszawy Cnotę ze Śląska, no i jestem już stary chop – mówi aktor. Podkreśla też, że lubi atmosferę, jaka panuje na planie.
Ja tym żyja, ja to lubia
I rzeczywiście momentami trudno nawet zauważyć, czy kamera jeszcze pracuje, czy już ujęcie jest skończone. Żarty i historie, jakie opowiadają sobie aktorzy, przenikają z życia do filmu. – Cały czas zbieram różne historie z życia wzięte. Jak ktoś przychodzi, coś opowiada i to jest dobra historyjka, to wykorzystujemy ją w filmie – przyznaje reżyser Eugeniusz Kluczniok. – Ja tym żyja, ja to lubia. Ja nienawidział roboty w hucie, kopalni, jo tam umierał. A w tej chwili jest to harówa, i psychiczna, i fizyczna, ale mnie to napędza – wyznaje Grzegorz Stasiak, kabareciarz i instruktor nauki jazdy z TVN. W „Byzuchu” gra rolę o. Maryjana. – Księdza grałem na karczmach piwnych, ale w filmie po raz pierwszy. Operator stwierdził, że świetnie mi ta rola pasuje – śmieje się filmowy ksiądz, który właśnie „wkręca się” na ucztę, jaką gospodarze wydają na cześć gości z Niemiec. Scena przyjęcia jest nagrywana w przydomowym sadzie Eugeniusza Klucznioka. Przy stole zasiadają sami panowie. Filmowe żony zostały wysłane do sanatorium. – Chodzi o to, żeby było więcej komicznych sytuacji. A wiadomo, że jak nie ma żon, to większa jest okazja do jakiegoś zamętu – kwituje gospodarz. Poczynaniom filmowców przygląda się prawdziwa żona reżysera, Lidia Kluczniok, która pomaga też w przygotowaniach. – Często przed kolejnymi zdjęciami dyskutujemy z mężem i córką o tym, jak coś zrobić. A że potem kręci mi się po domu pełno ludzi, już się przyzwyczaiłam – śmieje się. W trakcie zdjęć do „Byzucha” zrodził się pomysł kontynuacji przygód bohaterów. Być może więc Jurek i Gienek wybiorą się z rewizytą do Frankfurtu, gdzie od 20 lat mieszka Andrzej Domin, odtwórca roli Andreasa. To jego filmowy debiut: – W Niemczech prowadzę internetowe radio ze śląskimi przebojami. Pokazywałem na naszej stronie wcześniejsze filmy Gienka i bardzo się one podobały. Cieszę się, że teraz sam mam okazję występować. Mam nadzieję, że uda nam się zrobić kolejną część we Frankfurcie. O kręceniu w Niemczech na razie Eugeniusz Kluczniok nie myśli.
Podkreśla, że najpierw trzeba skończyć zdjęcia do czwartego filmu, który powstaje dzięki grupie zapaleńców. – To ta sama krew, co ja. Chcą pokazać ludziom, jak jest u nos. Bo Śląsk w wielu filmach jest pokazywany na odwrót, ośmieszany. U nas są takie codzienne sprawy i widzom to się bardzo podoba. W filmie musi być kupa śmiechu i dużo prawdy – podsumowuje reżyser, którego wcześniejsze filmy zyskały uznanie nie tylko widzów. – Sam Kutz powiedział po obejrzeniu „Jak przed wojną”, że gdyby się jeszcze raz narodził, to robiłby takie filmy jak Kluczniok – przypomina Jerzy Cnota. Premierę „Byzucha” zaplanowano na 28 września podczas Rybnickich Prezentacji Filmu Niezależnego (RePeFeNe).
Beata Mońka