Rybniczanie „kubicowali” Robertowi
Żar lał się z nieba nie do zniesienia, ale nie była to przeszkoda, by kilkadziesiąt tysięcy kibiców zrezygnowało z oglądania na żywo swoich ulubieńców. W tłumie można było wypatrzyć także „kubiców” (Robertowi kubicuje się) z naszego miasta i okolic. Z pewnością oglądanie wyścigu przed ekranem telewizora jest łatwiejsze. Ale mówiąc krótko trzeba tam być i przeżyć. Wyścig odbierany jest wszystkimi zmysłami, a pierwsze przemknięcie bolidu zaledwie kilka metrów obok, prawie na wyciągnięcie ręki, powoduje, że na ciele pojawia się gęsia skórka. Najważniejsza jednak jest atmosfera i cała otoczka związana z zawodami. Ilość przybyłych Polaków sprawiała wrażenie, że jest się u siebie, a inne nacje to goście. Kolorowy, gwarny tłum, uśmiechnięte twarze, przyjacielskie gesty. Ludzie po prostu wspaniale się bawili. Można było odnieść wrażenie, że wyścig to tylko pretekst, by wspólnie poświętować na wielkim festynie F1.
Mała rada dla tych, którzy planują jechać w przyszłym roku – jedźcie w czwartek. Jadąc na sam wyścig, zaledwie muśniecie wspomniana atmosferę. Wiem to po sobie – też tylko musnąłem. Obserwując tych, którzy spędzili kilka dni na polu namiotowym i rozmawiając z nimi, przekonałem się, że tak własnie trzeba zrobić za rok.
Marek Miketa