Konie, zaklinacze ludzi
Ośrodek Jeździecki INDEKS w Rybniku–Stodołach jest otwarty dla każdego, w kim tli się chociaż płomyk pasji.
Każdy może przyjechać, spojrzeć na piękno tego cudownego zwierzęcia, dotknąć zbliżającej się z ufnością głowy, poczuć ciepło powietrza buchającego z delikatnych nozdrzy – przekonać się, jak wielka oferta przyjaźni znajduje się nieopodal.
Sierpniowe popołudnie. Jazdy konne na ujeżdżalni w Ośrodku Jeździeckim INDEKS w Rybniku–Stodołach. Zachodzące słońce oświetla grupę jeźdźców, anglezujących w rytm kłusu swych ujarzmionych rumaków. Delikatny wiatr roznosi koński zapach. Słychać jedynie przyspieszone oddechy, pracującą skórę siodeł oraz kopyta, wbijające się miękko w piasek. Nagle pojawia się podniesiony głos.
Pan Bogdan
– Przyłóż łydkę, uspokój rękę! – komenderuje prowadzący jazdy, Bogdan Chrzanowski. To człowiek związany z końmi od zawsze. Urodził się i wychował w rodzinie koniarskiej. Pierwszy raz siedział w siodle mając 3 lata. Teraz już niestety bardzo rzadko można go zobaczyć na koniu. – Chyba już tylko na Hubertusa – śmieje się. Zdrowie już nie to, jak mówi, ale jednak nie może przestać obcować z końmi. Prowadzi więc jazdy, jest kierownikiem sekcji sportowej. – Ośrodek ma swoje początki w 1976 roku, kiedy Elektrownia Rybnik założyła tutaj sekcję jeździecką. Dziś jest to własność prywatna. Cała stadnina liczy 70 koni, z tego 10 jest w naszej sportowej sekcji, która specjalizuje się w szkoleniu dzieci i młodzieży. Mamy na swoim koncie kilka sukcesów, takich jak IV miejsce w Mistrzostwach Polski Juniorów, które wywalczył w naszych barwach Michał Siedlaczek – wspomina pan Bogdan.
Ulubiona Ariadna
– Proszę nabrać wodze i zakłusować. Zuzia, twoje nogi latają jak kiełbasy! – karci swoją podopieczną Chrzanowski. Zuzia Kubica, czternastolatka, już od trzech lat przyjeżdża do Stodół. Spotkać ją tutaj można prawie codziennie. Próbuje także swoich sił w zawodach. Jeszcze w stajni, gdy czyściła Ariadnę przed jazdami, mówiła – To moja ulubienica. Bywa trochę wredna, ale i tak ją lubię – zwierza się. Także dla niej pasja ta została przekazana dzięki rodzinie. Jej mama jest nawet instruktorem. Jednak zamiłowanie do koni nie rodzi się od tak, nie przesądza o tym panująca w domu atmosfera. – Jeżdżą wszyscy, młodzi i starzy. Rodzice, którzy mogą poświęcić czas i pieniądze dla pasji swej pociechy, to cenne wsparcie. Trzeba jednak przede wszystkim połknąć bakcyla – tłumaczy pan Bogdan i dodaje – Mamy tutaj ludzi nie tylko z Rybnika, ale także z Raciborza, Żor, Wodzisławia. Przyjeżdża do nas nawet jedna dziewczyna z Cieszyna. To także chyba jedyny sport, w którym kobiety konkurują razem z mężczyznami... Przez pół wolty zmieniamy kierunek! – przerywa nagle krótką komendą pan Bogdan.
Strach przed koniem
– Zawsze czułam strach przed koniem – zwierza się Zofia Kowalec. – Córka zaczęła jeździć, gdy chodziła do piątej klasy podstawówki. Pewnego razu przyjechałam zobaczyć, co ta moja Justyna potrafi. Tak się jednak bałam, że stanęłam sobie bezpiecznie na schodach. Pomyślałam, że tam przecież żaden nie wejdzie. Tak się jednak potoczyło, że jeszcze tego samego dnia siedziałam na koniu. To było 16 lat temu. Stało się. Teraz przyjeżdżam tu z Raciborza prawie codziennie, mam nawet swojego konia, Kajesa. W zawodach jednak nie biorę udziału. Jeżdżę dla rekreacji.
Panowanie nad żywiołem
Okazuje się, że te wielkie zwierzęta nie są wcale takie niebezpieczne, jak widzą je niektórzy. Nawet wypady do lasu, podczas których koń wyczuwa wolność i może się w nim czasem narodzić nieokiełznana dzikość, nie są niebezpieczne – Wystarczy zachować podstawowe zasady bezpieczeństwa, czyli trzymać między końmi odpowiednią odległość, podporządkować się prowadzącemu – tłumaczy Zofia Kowalec. Pan Bogdan dodaje: – Nie ma przejażdżek po lesie dla początkujących. Najpierw trzeba się nauczyć panować nad koniem na ujeżdżalni. Bezpieczeństwo jeźdźca przede wszystkim.
Znaleziony w stodole
Nie jest to więc niebezpieczny sport, chyba że w grę wchodzi ludzka głupota, brawura bądź zbytnia pewność siebie. – Na szczęście, od dłuższego już czasu nie mieliśmy tutaj żadnego poważnego wypadku. Raz tylko, na Hubertusa jeszcze w czasach komuny, dwa konie zderzyły się ze sobą. Co ciekawe, jeden z nich uciekł w las. Szukaliśmy go chyba z pięć dni. Dopiero z pomocą księdza udało się zaginionego odnaleźć. Okazało się, że jeden z wiernych doniósł na sąsiada, który trzymał konia w swojej stodole – śmieje się pan Bogdan.
Zamazać krzywdę
Rozsądny człowiek nie powinien się więc obawiać koni. Te zresztą bardzo dobrze wyczuwają ludzki charakter, szczególnie ten konfliktowy. Niebezpieczeństwo pojawia się więc wtedy, gdy jeździec traktuje konia przedmiotowo. I to z tej strony wyrządzana jest najczęściej krzywda. – Żeby popsuć konia, potrzeba pięć minut. By to potem naprawić, często nie wystarcza i pięć miesięcy. Dlatego tak potrzebni są tzw. zaklinacze koni, czyli osoby, które pomagają zamazać krzywdę, jaką wyrządził człowiek – mówi ze smutkiem pan Bogdan – Dobrze. Na dziś koniec! Odprowadzić konie do stajni – kończy zajęcia.
Hubertus to święto jeźdźców, myśliwych i leśników. Co roku, z okazji dnia św. Huberta (3 listopada), organizowane są w stadninach imprezy kończące sezon. Święty jest patronem polowań, rozgrywa się więc zawsze symboliczną pogoń za tzw. lisem, czyli jeźdźcem z lisią kitą przypiętą do ramienia. Ten, kto ją zerwie, wygrywa – ma prawo wykonać rundę honorową wokół miejsca pogoni i za rok to jemu właśnie przypada rola lisa.
Ośrodek Jeździecki Indeks w Rybniku–Stodołach oferuje nie tylko rehabilitacyjną, rekreacyjną i sportową jazdę konną. Mile widziani są wszyscy chętni do wzięcia udziału w zajęciach, jakie są przygotowywane specjalnie dla uczniów szkół. Organizowane są kursy i egzaminy na odznaki jeździeckie. W ofercie znajduje się konna obsługa na różnych imprezach, jak wesela. Jeźdźcy w strojach historycznych, kawaleryjskich to z pewnością także dobry pomysł na urozmaicenie urodzin.
Krystian Szytenhelm