Na tor zawsze się wraca
Kiedy pierwszy raz wyjechał na tor, od razu złamał rękę, nieco później palec u nogi.
Dawid Niesłańczyk z Chwałowic jeździ w four crossie zaledwie od trzech lat. Okazało się, że jazdę ekstremalną ma we krwi. Niedawno zdobył tytuł wicemistrza Polski juniorów w four crossie.
Uśmiechnięty i skromny, nie przypomina swoim zachowaniem pewnego siebie lwa sportów ekstremalnych. Wręcz przeciwnie. Dopiero kiedy wjeżdża na tor, budzą się w nim zadziwiające umiejętności, ujawnia się talent. I do tej pory nie zniechęciło go nic. Ani złamana ręka, ani palec u nogi. – W tym sporcie potrzebna jest silna psychika. Trzeba to lubić – stwierdza krótko Dawid Niesłańczyk z Chwałowic. – A jak się coś złamie, to od razu chce się wrócić na tor – dodaje z uśmiechem.
Kiedy zaczął jeździć, rodzice nie byli tym zachwyceni. Na dodatek na pierwszych zawodach złamał rękę. Tydzień spędził w szpitalu z przesuniętym nadgarstkiem. – Początki były trudne – wspomina Dawid. Na jakiś czas zrezygnował ze startów, jeździł na zawody jako kibic. Dopiero rok temu kupił ochraniacze i kask. – Koledzy namówili mnie na starty i tak zacząłem trenować – mówi. Uczył się od Bartka Giemzy z Rud, podziwia na torze Piotrka „Frutisa” Solarskiego i Michała Pysznego. – Bartek nauczył mnie jeździć. Z nim trenowałem, ścigałem się. Jeździmy razem na zawody – opowiada o treningach Dawid. Obecnie jest uczniem drugiej klasy Technikum Górniczego w Rybniku. Ma wiele pasji. Jeździ na rolkach, na nartach, uprawia snowboard, biega. Jednak na pierwszym miejscu zawsze jest rower.
Iza Salamon