Hałasują dzień i noc
Gdy cztery lata temu Józef Piwowarczyk przeprowadził się z Raciborza do Adamowic, myślał, że tutaj wreszcie odpocznie. Dom, który kupił jego syn sąsiadował z firmą, zajmująca się transportem. – Nie podejrzewaliśmy wówczas, że to aż tak bardzo zmieni nasze życie – mówi pan Józef.
Hałas, bo to on zatruwa życie rodzinie Piwowarczyków, początkowo nie był zbyt wielki. Jednak firma zajmująca się transportem opału z miesiąca na miesiąc rozkręcała interes. Jakiś czas po przeprowadzce na świat przyszła wnuczka pana Józefa. – Prosiliśmy, z uwagi na małe dziecko, aby tak nie hałasowali. Niestety, od początku traktowani byliśmy jak intruzi. Prosiłem aby kierowcy, którzy zrzucają materiały na plac tak szybko nie ruszali, bo wtedy klapa na pace straszliwie trzaska. Od razu spadł na nas stos przekleństw – wspomina mężczyzna.
Ekran pomoże
Widząc, że nie ma innego wyjścia, Piwowarczykowie napisali do wydziału ekologii rybnickiego starostwa. W wyniku tego, przedsiębiorca dostał nakaz przeprowadzenia pomiarów hałasu. Specjaliści nie mieli wątpliwości, że poziom hałasu jest wyższy niż pozwalają na to przepisy. Urzędnicy zadecydowali, że jedynym rozwiązaniem, które może ochronić sąsiadów uciążliwego zakładu, jest postawienie specjalnego ekranu. Kilkumetrowa ściana miałaby pochłaniać część odgłosów. Właściciel firmy otrzymał nakaz postawienia ekranu na swój koszt oraz grzywnę w wysokości 500 zł. – Przedsiębiorca odwołał się od naszej decyzji. Samorządowe Kolegium Odwoławcze w Katowicach uznało, że taka suma przekracza możliwości finansowe właściciela firmy – mówi Anna Kuśk-Ciba z Referatu Ochrony Środowiska, Rolnictwa i Leśnictwa Starostwa Powiatowego w Rybniku.
Nie stać go
Starostwo zwróciło się do rybnickiego urzędu skarbowego aby sprawdzić czy przedsiębiorcę, który prowadzi niemal hurtową sprzedaż opału stać na zapłacenie 500 zł grzywny. – Cały czas odwołuje się i przeciąga to w ten sposób. Już kolejny rok czekamy na ten ekran. Znosimy wszystkie złośliwości, jakie nam robi, łącznie z hałasowaniem podczas ciszy nocnej – mówi pan Józef. Urzędnicy uspokajają, że właściciel firmy kilka tygodni temu otrzymał zgodę na wybudowanie ekranu. Dotarliśmy do Norberta J. szefa firmy transportowej. – Ludzie najwyraźniej mi zazdroszczą sukcesu – mówi przedsiębiorca. – Ekrany oczywiście się pojawią, jednak ich postawienie to kwota, co najmniej kilkudziesięciu tysięcy złotych. Niestety, nie mogę określić, kiedy zrealizuję tą inwestycję – dodaje.
Jesteśmy zbyt blisko
Józef Piwowarczyk wątpi by ekrany zatrzymały huk z zakładu. – Na pewno będzie ciszej, jednak sąsiadujemy z firmą płot w płot. Nie wiem czy taka odległość jest prawidłowa. Przecież z tego zakładu poza hałasem lecą różnego rodzaju pyły. Moim zdaniem, któryś z urzędników popełnił błąd pozwalając na prowadzenie takiego biznesu pośród domów. Pracownicy starostwa zapowiadają, że trzymają cały czas rękę na pulsie. – Wobec odwołań i zażaleń jesteśmy często bezsilni – przyznaje urzędniczka.
Adrian czarnota