Easy Rider
Dwa kółka, kierownica i silnik między nogami – tyle niektórym wystarczy, by żyć.
Motocykl nie służy wyłącznie przemieszczaniu się. Przede wszystkim chodzi o zaznawanie przyjemności. Wsiadam na maszynę, odpalam pięknie brzmiący silnik i ruszam, by poczuć wiatr we włosach. Tylko tyle i aż tyle. Wystarczy, by zostawić wszystkie problemy w tyle i zniknąć za zakrętem – opowiada o swojej pasji Adam Tyc.Spełnienie marzeń
Nie ma to jak mieć w sobie pasję. To ona budzi do życia, gdy wszystko wokół wydaje się bezsensowne. Wielu jest takich, dla których najlepszym antidotum na szarzyznę codzienności są dwa kółka, kierownica i silnik między nogami. – Od małego chciałem jeździć na motocyklu. Podobają mi się szczególnie choppery. Najważniejszy jest w nich widlasty silnik, długi przedni widelec, no i klank oczywiście – opisuje swój przedmiot pożądania Adam Tyc. Jak to często bywa, tymi najbardziej wartościowymi uczuciami obdarzają nas nasi najbliżsi. – Tą pasją zaraził mnie mój ojciec, który również jest zapalonym motocyklistą. Mam w głowie takie wspomnienie, gdy jeszcze jeździł na wuesce [WSK, kiedyś najpopularniejszy polski motocykl – red.]. Podobno mnie także posadził kiedyś na ten motor, i stąd być może moja pasja? – zastanawia się Adam, który na poważnie miał z motocyklami do czynienia dopiero kilka lat później. – Marzenie ziściło się dwa lata temu, gdy kupiliśmy sobie yamahę virago. To dzięki niej zrozumiałem, że „to jest to”! Maszyna sprawowała się bardzo dobrze. A jednak pewnego razu do domu nie dojechałem, ale to po prostu dlatego, że zabrakło mi benzyny, hah. Tak się zdarzyło, że zatrzymałem się na wsi. Zacząłem chodzić po ludziach, by sprzedali mi litr paliwa. Musiał chyba lecieć w telewizji jakiś serial, bo nic mi z tego nie wyszło. Skończyło się na tym, że pchałem moją yamahę dobre 6 kilometrów. Od tego czasu zwracam uwagę na to, ile już na danym baku przejechałem kilometrów – śmieje się młody motocyklista.
Dawca organów
Młody czy stary, coraz więcej ludzi ciągnie do dwóch kółek. – Mamy taką małą grupkę znajomych. Spotykamy się i zwiedzamy region. Jeździmy też czasem na zloty. Ostatnio byliśmy na Górze św. Anny – wspomina. No tak, czyżby znów ci dawcy organów, którzy najpierw piją beczkę piwa, a potem pędzą jak wariaci? – Za dawcę się nie uważam, zresztą staram się na drodze walczyć z tym powszechnym przekonaniem, że każdy motocyklista to wariat. Jest też opinia, że nawet jeśli ktoś jest rozważny, to na motocyklu łatwo się zabić. Oczywiście wszystko zależy od kierowcy, ale to bezpieczne hobby. Chociaż różnie to też wygląda na naszych drogach... Niestety, nie jest u nas tak, jak w kultowym filmie „Easy Rider”, w którym bohaterowie siadają na swoje piękne maszyny i jadą, gdzie ich oczy poniosą, po tych amerykańskich, równych drogach. Motocykliści kochają wchodzić w zakręty, ale nie cierpią niebezpiecznych slalomów między dziurami – tłumaczy. A dziur u nas po zimie niemało. Śnieg stopniał i okazuje się, że pozostały jedynie resztki asfaltu. Motocykliści nie przejmują się tym. W wielu garażach trwa gorączkowe przygotowywanie się do sezonu. Inni są mniej cierpliwi. Wyjeżdżają w pierwsze trasy, kurczowo przytuleni do silnika, by choć trochę się ogrzać. Adama też już mocno denerwują te niskie temperatury, tym bardziej, że w garażu stoi już całkiem inna maszyna: honda shadow 1100! – To już bardziej dojrzały motocykl. Na razie przygotowujemy go z ojcem do sezonu i czekamy na lepszą pogodę, by wyjechać nią po raz pierwszy w jakąś dłuższą trasę – planuje z dumą Adam.
Krystian Szytenhelm