Kiedy katedra ziemi rybnickiej przestanie się sypać
Mimo wsparcia ze strony miasta, trudno powiedzieć, kiedy ruszy remont kościoła.
Katedra ziemi rybnickiej, jak nazywają bazylikę, wymaga dużych nakładów finansowych. Te rusztowania niestety nie służą pracom remontowym. Chronią wiernych przed spadającymi z obu wież cegłami! |
Renowacja wież bazyliki jest niezbędna i to od zaraz. Miasto dało na ten cel pół miliona złotych i zgodziło się być żyrantem, jeśli parafii uda się zaciągnąć kredyt. Są też środki z ministerstwa kultury i dziedzictwa narodowego. Sytuacja finansowa tego przedsięwzięcia za 5,5 miliona złotych nadal jednak nie wygląda zbyt ciekawie.
Kruszy się
Wierni przyzwyczaili się już, że część placu kościelnego jest odgrodzona. Wewnątrz leżą cegły, które odpadły z wież. Kościół ma raptem 100 lat, ale po wojnie elewację najprawdopodobniej wyczyszczono kwasem, dlatego dziurawka, z której wzniesiono budowlę, dosłownie się teraz kruszy („Walka o św. Antoniego”, TR z 23.09.2008). „Bazylika w Rybniku należy do najcenniejszych zabytków naszego regionu, a z uwagi na wielkość kubatury, stanowi obiekt wymagający ogromnych nakładów finansowych, związanych z jego utrzymaniem i pracami konserwatorskimi. Obecnie największym problemem jest zły stan elewacji zewnętrznych świątyni oraz murowanego ogrodzenia” – ocenia Aleksandra Frydrychowicz, miejski konserwator zabytków.
Pieniędzy mało
Nie chodzi więc jedynie o spadające z wieży na głowy wiernych cegły. Zagrożeni są również rowerzyści. Stary mur przechyla się niebezpiecznie na biegnącą tuż pod nim drogę rowerową. Ogrodzenie musi być rozebrane i postawione na nowo, co wraz z remontem elewacji wież pochłonie 2 miliony złotych. I nie koniec na tym. W następnym etapie trzeba jeszcze wykonać schody, a także instalację elektryczną i przeciwpożarową. Koszt wszystkich tych prac sięga 5,5 miliona złotych! Na razie jest tylko 135 tysięcy złotych, które udało się pozyskać od ministerstwa kultury i dziedzictwa narodowego. Proboszcz zwraca jednak uwagę, że to jedynie maksymalny pułap zwrotu kosztów, a więc prace trzeba finansować z innych źródeł. – Trzeba wyłożyć 270 tysięcy złotych, by potem dostać zwrot połowy tej kwoty – tłumaczy ksiądz Franciszek Musioł.
Nie chcą dać kredytu
Wiadomo już, że jednym z „innych źródeł” będzie budżet miasta. Radni zgodzili się na ostatniej sesji na dotację w wysokości pół miliona złotych. – Prace ruszą, jak tylko dostaniemy od miasta pieniądze. O resztę będziemy się martwili później. Polecamy to świętemu Antoniemu i Opatrzności Bożej – mówi Musioł. A jest się o co martwić, bo te pieniądze to zaledwie kropla w morzu potrzeb. Trudno też sobie wyobrazić, by remont był prowadzony wieloetapowo. – Możemy teraz zacząć chociaż część tego projektu, ale samo postawienie rusztowań to 1/4 kosztów remontu elewacji. Czyli jak już, to trzeba od razu zrobić obie wieże i część dachu – tłumaczy proboszcz. A tyle pieniędzy nie ma. Parafia zabiega więc o kredyt. Radni zgodzili się, by miasto było jej żyrantem. I to jednak nie rozwiązuje problemu. – Nie mamy za bardzo szans na ten kredyt, bo oprocentowanie jest bardzo wysokie. Nie spłacimy tego nawet za 30 lat, a kto da nam tyle czasu? Zresztą na naszą prośbę odpowiedziały jedynie dwa banki z dziesięciu – załamuje ręce ksiądz proboszcz. Nadal jednak wierzy w ludzi dobrej woli. I nie tylko wśród swoich parafian. – Gdyby jakiś bank chciał nas zasponsorować... na przykład by obniżył odsetki spłaty długu za wywieszenie jego logo podczas prac – zastanawia się nad rozwiązaniem problemu.
Krystian Szytenhelm