Ekstremalnie
Już po raz piąty do jednostki wojskowej w Lublińcu przyjechali miłośnicy sportu, w którym niestraszne są przeprawa przez trzęsawisko, jezioro czy bagno. W zawodach wystartowało prawie tysiąc osób w pięciu biegach.
„Padłeś? Powstań i biegnij dalej” – to jedna z podstawowych zasad ludzi biorących udział w najbardziej ekstremalnej imprezie biegowej w Polsce – czyli w Biegu Katorżnika. Jak mówią uczestnicy imprezy – biegną, bo chcą pokonać swoje słabości i sprawdzić swoją psychikę. Bo tu nie jest ważny wynik sportowy, lecz dotarcie do mety.
W każdym z biegów startowało 200 osób, na trasę zawodnicy wyruszali co godzinę. Z trasą postanowili zmierzyć się również reprezentanci Energetyka Rybnik w składzie: Rafał Linder, Zenon Kuryło oraz Wojciech Marchwiński.
Na mecie uczestnicy przyznawali, że poziom trudności tegorocznej trasy przerósł ich oczekiwania – był najcięższy z dotychczasowych edycji. Zawodnicy zmagali się nie tylko z upałem ale także niespodziankami: pokonywaniem bunkra, mostu, czołganiem się w rurach.
Każdy z uczestników dostał na mecie podkowę katorżnika ważącą prawie 3 kilogramy.
Przed Biegiem katorżnika odbyły się Mistrzostwa Polski w biegu tyłem na dystansie 1,5 km, a najlepszy zawodnik startujący w zawodach osiągnął czas poniżej 6 minut.
Gościem specjalnym imprezy był Aleksander Szczygło, szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego, który podczas dekoracji zawodników przyznał, że w przyszłym roku postara się wystartować w biegu.
Relacje zawodników z Rybnika:
Nie jest to takie zwykłe bieganie na ulicy, gdzie tylko noga się kręci, tylko trzeba popracować.
Jest to bieg zaliczany do bardzo trudnych w Polsce, trzeba cały czas biec, ale to nie są zawody dla jednej osoby, tutaj jest ważna praca zespołowa i to jest wspaniałe w tej całej imprezie.
Tu jednak nie wynik jest najważniejszy, lecz dobra zabawa i dotarcie do mety... w jednym kawałku. Jestem cały poszarpany przez jakieś różne, nie wiem tam, zieleniny, konary. Wiadomo, że jak się biegnie to się nie patrzy za bardzo, a poza tym nie zawsze widać co się tam pod nogą ma i biegnie się do przodu, żeby do mety dobiec.
Trzeba było walczyć do końca, jakoś sobie nadrabialiśmy bieganiem na twardej nawierzchni, mijając zawodników i w rezultacie uzyskaliśmy nieco wyższe miejsca w klasyfikacji generalnej.
Najciężej było w błocie, sięgającym ponad 1,5 metra. I trzeba było wykazać się sprytem i umiejętnością pokonywania takich przeszkód. Możemy jako drużyna stwierdzić, że jest to bieg zaliczany do ekstremalnych, gdyż wymaga ponad przeciętnych zdolności fizycznych jak i psychicznych. Myślimy że za rok znów wystartujemy bo warto przeżyć tak cudowną przygodę.
Spisał: Rafał Linder
oprac. (mon)