Felieton Okiem Ryby – „Czarny sport czeka na światło”
Swego czasu Rybnik był potęgą żużlową. Odgłosy motocykli słyszane były, są i będą w całym mieście. Osobiście pamiętam od głębokiego dzieciństwa ryk silników, niosący się nad doliną Rudy. Możliwe, że motocykle są największym spoiwem tożsamości rybniczan. Ludzie wzrastali od kilkudziesięciu lat w huku rozpędzonych motocykli. Nic oprócz motocykli. Dzwony kościoła św. Antoniego? Jazz? Psychiatryk? Nie.
Obecnie klub żużlowy przeżywa regres, a brak środków finansowych, który się niedawno ujawnił, pogłębia go jeszcze bardziej. To jest jedna wielka składowa braku kreatywności i braku porozumiewania się społeczności, skupionych wokół sportu w Rybniku. Sport jest traktowany podobnie jak kultura. Bez zaangażowania, bez perspektyw. Chodzi o decyzje odgórne przede wszystkim. Dodatkowo wiele firm, mających siedzibę w mieście, nie kwapi się do wspierania inicjatyw społecznych.
Wystarczy spojrzeć na sytuację klubu piłkarskiego, czy drużyny koszykówki. Może w jakimś takim drużynowym sporcie uda się zdobyć jakiś tytuł mistrzowski za dwadzieścia lat? Rybniczanie przecież w nie mniejszym stopniu co mieszkańcy innych miast są głodni sukcesu? Czy nie brak u nas firm, które wsparłyby finansowo sport?
Tak więc fani żużla mają zgryzotę, zarząd boryka się z trudnościami, a wizerunek klubu i tak podupada z roku na rok. Czy zgadzacie się z opinią, że gdyby nie węgiel, nie byłoby sportu w Rybniku? Chyba nie. Albo: chyba nie chcecie się zgodzić. Bo przecież sprowadzanie nas do węgla byłoby jakimś ograniczeniem, nie? Tymczasem cała machina kręci się, a raczej spada po równi pochyłej jak walec. Czy można jeszcze na cokolwiek liczyć? Skoro w innych miastach też się słyszy o problemach finansowych. A może sport czekają w ogóle ciężkie czasy?
Robert Rybicki – publicysta, poeta, happener, autor czterech książek z wierszami (ostatnia: „Gram, mózgu”, Poznań 2010), laureat Nagrody Prezydenta Rybnika w dziedzinie kultury (2005).