W kolei będą zwalniać
PKP Cargo planuje zlikwidowanie rybnickiego oddziału i przeniesienie go do Katowic. W oddziale pracuje 1600 osób.
Po torach, przecinających dworzec kolejowy, już nie suną jak dawniej wyłącznie wagony państwowych kolei. Nowi przewoźnicy to poważny konkurent. Państwowy moloch ma ograniczone pole działania. Rozbudowana administracja, niszczejący tabor i lata zaniedbań nie sprzyjają konkurencyjności. PKP zaciska pasa i likwiduje administrację, która przez lata rozrosła się do niebotycznych rozmiarów. To jednak oznacza zwolnienia.
O swoje miejsca pracy w samym rybnickim Cargo drży półtora tysiąca osób. – Jako Cargo zajmujemy się przewozem towarów od klientów. Nasi pracownicy zajmują się miedzy innymi naprawą i konserwacją wagonów, przyjmują również towar do przewozu. To kasjerzy towarowi, rewidenci taboru czy maszyniści – mówi Zbigniew Medalion, szef zakładowego Związku Zawodowego Kolejarzy Śląskich.
Będą zwalniać
Skąd obawy kolejarzy? Górnośląski Zakład PKP Cargo po raz kolejny planuje reorganizację. Z 16 zakładów w kraju ma zostać 10. Kiedy w 2009 roku spółka z 42 zakładów tworzyła 16, odeszło trzysta osób. Zdaniem związkowców widmo zwolnień jest bardzo realne. – Słyszymy o tym, że części osób zostanie zaproponowane przejście do Katowic. To w zasadzie niewykonalne. Kto będzie tak daleko dojeżdżał do pracy?– pyta związkowiec.
Posłowie na ratunek
O sytuacji kolejarzy zostali powiadomieni posłowie Bolesław Piecha, Adam Gawęda i Marek Krząkała. Sprawa zainteresował się również prezydent Rybnika Adam Fudali. – Prezydent zapowiedział wystosowanie pism do ministra infrastruktury oraz prezesa zarządu PKP CARGO S.A., w których zaapeluje o ponowne przeanalizowanie i zweryfikowanie decyzji związanych z przekształceniami w spółce – wyjaśnia Lucyna Tyl, rzecznik prasowy rybnickiego magistratu.
Fachowcy
Piotr Apanowicz, rzecznik centrali PKP Cargo studzi emocje wokół reorganizacji spółki. – Żadne decyzje nie zostały jeszcze podjęte. Obecnie trwają konsultacje. Na Śląsku będą działać dwa zakłady zamiast trzech. Gdzie będzie ich centrala – jeszcze nie wiadomo – wyjaśnia. W 2009 roku uruchomiono program dobrowolnych odejść. Na odchodne można było otrzymać nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych. – Mamy nadzieję, że w tym roku będzie podobnie, ale i tak nie wiadomo na kogo trafi – mówi maszynista z 35-letnim stażem pracy, prosząc o anonimowość.
Adrian Czarnota