Halo? To ja Bernard
2 tysiące minut rozmów kontrolowanych.
Pan Bernard siada i wymienia nazwiska. Naczelnik wydziału podatków, wydziału dróg, szef straży miejskiej, szef zieleni miejskiej. Wszystkich zna. I wszystkich informuje o tym, co się dzieje na dzielnicy: w Zebrzydowicach.
Sąsiedzi nazywają wprost „działalność” pana Bernarda. – Donosiciel. Nie daje żyć, co chwilę wzywa straż miejską albo policję, bo ktoś np. jego zdaniem źle zaparkował – mówi jedna ze sąsiadek.
Pan Bernard mieszka w spokojnej dzielnicy Zebrzydowice. Znają go wszyscy. Jednak najbardziej popularny jest wśród rybnickich urzędników i funkcjonariuszy policji i straży miejskiej...
Gdy tylko zauważy coś podejrzanego, wykręca odpowiedni numer. – Trudno z takim człowiekiem rozmawiać, ale przecież trzeba wysłuchać każdego. Nie można rzucić słuchawką – mówi nam jeden z urzędników rybnickiego magistratu. Pan Bernard jeszcze do niedawna regularnie „donosił” do urzędu miasta, od jakiegoś czasu, jednak z większą przyjemnością „informuje” straż miejską... – Od 01 stycznia 2009 r. do 30 września 2010 r. funkcjonariusze Straży Miejskiej w Rybniku podjęli 114 interwencji i kontroli na ul. Maksymiliana Buhla – podaje Dawid Błatoń rzecznik straży miejskiej.
Ale ja nic nie wiem
Niecałe dwa tygodnie temu Pan Bernard pojawia się na sali rybnickiego Sądu Rejonowego. Pewny siebie, nie wie dlaczego tam się znalazł. Tym razem straż miejska oskarża go o nieuzasadnione wzywanie funkcjonariuszy.
W tej sprawie poszło o lipę. Według świadków zdarzenia i funkcjonariuszy straży miejskiej, pan Bernard wielokrotnie wzywał strażników, by zainterweniowali u jego sąsiadów. – Ja na swojej stronie sprzątam, a z drugiej strony są sterty liści i zgnite owoce. Wszystko spada na moją, pod mój płot – denerwuje się pan Bernard. Tymczasem strażniczka miejska zeznaje, że lipa, z której spadały liście i to one przeszkadzały sąsiadowi, znajduje się na terenie miejskim. Interwencji nie pamięta w ogóle sąsiadka pani Anna: – Ale ja przecież nic nie wiem – sprawdza wzrok Pana Bernarda. Kolejna rozprawa w listopadzie.
Cyfry znają wszyscy
„Nieznośny” jak określany jest delikatnie przez niektórych mieszkańców Zebrzydowic, sąsiad uważa, że prawa powinien przestrzegać każdy, i to on jest od tego, by gdzie trzeba poinformować. – Dobrze wiem, że tu obok jeden nie płacił alimentów, to przecież kto je zapłaci? My podatnicy – irytuje się pan Bernard. By dobrze wszystkich o wszystkim poinformować, mieszkaniec ma kilka numerów telefonów. Nie chce zdradzić ile, ale i tak w urzędzie miasta jego cyfry zna już wielu pracowników. 2 tysiące minut stara się jednak dobrze spożytkować.
Telefonowanie nie poszło w las
Na pierwszy rzut oka, trudno uwierzyć, że ten łagodnie wyglądający mężczyzna jest w stanie kogokolwiek zastraszyć. Jednak już po kilkuminutowej rozmowie, wychodzą na jaw jego metody. Widać, że dziesięcioletnie telefonowanie nie poszło w las. Wie, jak nazywają się sekretarki zastępców prezydenta. Jak się okazało, naszą redakcję pan Bernard obdarzył szczególnym zaufaniem. – Mieszkam w Zebrzydowicach 47 lat i jest pan pierwszą osobą, którą wpuścił na swoje podwórko – śmieje się radny Bronisław Drabiniok i dodaje: – według moich informacji pan Bernard troszeczkę się uspokoił w ostatnim czasie. Jedno, co mogę powiedzieć, to to, że jest człowiekem ciężkim. Oczernia ludzi i bluzga. Ale to jest człowiek odważny tylko przez telefon.
Nam pan Bernard zdradził, że zamierza kandydować na stanowisko radnego w rybnickiej radzie miasta. – Rada dzielnicy jest dla pionków. Tutaj trzeba działać konkretnie. Albo w radzie miasta, albo w sejmie – podnosi brwi.
Łukasz Żyła