Ludzie nie kochają PiS-u?
Po zabójstwie w łódzkim biurze PiS, parlamentarzyści poważniej traktują pogróżki kierowane w stronę pracowników swoich biur. Grożono między innymi Katarzynie Dutkiewicz, pracownicy biura Bolesława Piechy i raciborskiej radnej. – Już zawiadomiliśmy policję – mówi Piecha, któremu z kolei ktoś przebił we wtorek opony w samochodzie.
Temat morderstwa w łódzkim biurze poselskim nie schodzi z czołówek gazet i programów informacyjnych. Oliwy do ognia dolewają kolejne komentarze polityków. Jeden z parlamentarzystów, Kazimierz Kutz, zadecydował nawet o czasowym zamknięciu swojego biura w Katowicach, mając na względzie bezpieczeństwo pracowników. Swojego biura nie zamierza jednak zamykać Bolesław Piecha, mimo iż ktoś groził jego asystentce. – Jedna z moich pracownic znalazła w internecie groźby kierowane pod jej adresem. Odebrała je bardzo osobiście. Sprawę przeanalizowali nasi prawnicy. Jestem teraz w Warszawie i trudno mi stąd koordynować całość, ale na pewno tego tak nie zostawimy – mówił nam w środę Bolesław Piecha.
Przebite opony
Asystentka posła, której grożono to nikt inny jak Katarzyna Dutkiewicz, raciborska radna. Na jednym z lokalnych portali wyczytała w komentarzach internautów, że powinna skończyć w zalewie jak zamordowany przed kilkoma dniami Eugeniusz Wróbel. – Pracuję już w biurze siedem lat i zdarzało mi się spotykać z agresją słowną. Po zamordowaniu w Łodzi pracownika biura poselskiego, wiem, że takie pogróżki mogą zamienić się w realne zagrożenie – mówi asystentka posła. – Z założenia nasze biura są otwarte dla ludzi, którzy przychodzą tu ze swoimi problemami. Nie wyobrażam sobie, że moglibyśmy się na nich zamknąć. Nie oznacza to jednak, że będziemy tolerować takie groźby – dodaje. W biurze Piechy sytuacja jest napięta jeszcze z jednego powodu. Przed kilkoma dniami ktoś przebił opony w samochodzie posła. Zniszczenie zgłosił na katowicką komendę Jacek Piecha, syn posła i równocześnie rybnicki radny z ugrupowania PO. – Samochód stał na parkingu w pobliżu dworca PKP w Katowicach. Tata zostawił mi go jadąc do Warszawy. Opony zostały uszkodzone gwoździami. Podejrzewam, że może stać za tym jedna z osób, która wcześniej interesowała się samochodem, zapisywała numery – wspomina Jacek Piecha.
Ludzie dzwonią
Posła Piechę dziwi nieco fakt, że autor gróźb w internecie upatrzył sobie akurat tę osobę. – Pracownica mojego biura jest naprawdę osobą bezkonfliktową. Nie mam pojęcia czym by się mogła komukolwiek narazić. Nie będę tolerował tego typu zachowań, choć mają miejsce tylko w internecie – zapewnia Bolesław Piecha. Samej Dutkiewicz już wcześniej, jak niemal każdemu z pracowników biura zdarzało się odbierać telefony od zdenerwowanych mieszkańców, jednak zdarzało się to stosunkowo rzadko. – Do naszego biura dzwonią różne osoby, nieraz sprawiające wrażenie ludzi z problemami emocjonalnymi. Takie telefony zawsze się zdarzały i pewnie będą się zdarzać. Niepokoi mnie jednak to, że coraz częściej można się spotkać agresją słowną w internecie, która potrafi przyjąć formę gróźb. Sprzyja temu pozorna anonimowość autorów – mówi Dutkiewicz. Bolesław Piecha zarządził wykonanie wydruków i zabezpieczenie komentarzy.
Spokojnie
O wyzwiskach przed biurem publicznie mówi również poseł PiS Adam Gawęda. Podczas kampanii omal nie doszło pod jego biurem do rękoczynów. Dlaczego akurat ta partia? Członkowie Prawa i Sprawiedliwości zwracają uwagę, że i media nie były zawsze obiektywne a swojego czasu na PiS prowadzona była nagonka. – Efekt jest taki, że niektóre osoby dwa razy pomyślą zanim przyznają się, że są członkami PiS. Ja osobiście nie mam z tym problemu, ale znam osoby, które niechętnie o tym mówią. Można się narazić na uwagi lub żarty – mówi Tomasz Kusy, raciborski radny. Jak się okazuje, ostatnie nasilenie ataków w stronę parlamentarzystów PiS to raczej zbieg okoliczności. Potwierdza to między innymi Marek Krząkała, radny PO z Rybnika. – Byłbym bardzo ostrożny przy doszukiwaniu się tu ataku na jedną z partii. Każdy z nas decydując się na pełnienie funkcji publicznej musi się liczyć z tym, że wystawia się na krytykę. Ludzie są różni i różnie sobie radzą ze swoimi frustracjami. Osobiście z przemocą w moim biurze spotkałem się tylko raz, kiedy związkowcy chcieli zabić deskami drzwi do biura i przynieśli głowę świni. Może zdarzają się czasem nieprzyjemne telefony, ale to rzadkość a przynajmniej do mnie nie docierają takie sygnały od moich pracowników. Myślę, że trzeba w tym wszystkim zachować pewien umiar – mówi Krząkała.
(acz)