Uratował życie 10-latkowi
Gdyby nie pan Krzysztof, mogłoby dojść do tragedii!
– Nie zdążyłem się nawet zastanowić. Pamiętam tylko, że wyrzuciłem kilka rzeczy z kieszeni w biegu i wskoczyłem na lód – opowiada pan Krzysztof Kucięba z Czerwionki.
Mieszkaniec z gminy Czerwionka – Leszczyny uratował życie 10-letniemu chłopakowi. 14 stycznia dwóch nastolatków bawiło się na zamarzniętym stawie Papierok przy ul. Kłokocińskiej na granicy Kłokocina i Żor. Około godz. 15.00, jeden z nich wszedł dalej na cienką warstwę lodu. W tym czasie pomimo roztopów lód nadal utrzymywał się na powierzchni wody. Tafla nagle pękła i 10-latek znalazł się pod wodą. Gdy wypłynął na powierzchnię, jego brat natychmiast pobiegł do ul. Kłokocińskiej, by wezwać pomoc. W tym czasie młodszy nastolatek walczył o życie próbując chwytać się tafli lodu. – Zobaczyłem, że ktoś macha. Widziałem już na początku, że coś jest nie tak. Wysiedliśmy z kolegą z auta i pobiegłem natychmiast do stawu. Nie zdążyłem się nawet zastanowić. Pamiętam tylko, że wyrzuciłem kilka rzeczy z kieszeni w biegu i wskoczyłem na lód – opowiada pan Krzysztof Kucięba z Czerwionki.
Było blisko tragedii
Mężczyzna wszedł na lód i próbował się doczołgać do zmarzniętego już chłopca. Sytuacja zrobiła się dramatyczna, gdy lód po raz kolejny załamał się, tym razem pod panem Krzysztofem. Mieszkaniec Czerwionki zdołał się po chwili jednak wydostać z wody. Tymczasem chłopiec cały czas wołał o pomoc, a jego brat wycierał łzy przy brzegu. Pan Krzysztof wpadł na pomysł, że użyje pasów, które akurat miał w samochodzie. On sam położył się na tafli i rzucił pasy chłopakowi. – To był trudny moment, bo widziałem, że chłopak już nie umie nawet uchwycić paska. Próbował jedną rękę zacisnąć drugą. Udało się – wspomina pan Krzysztof. 10-latka natychmiast zabrano do samochodu i okryto kocem. Po chwili przyjechała straż pożarna razem z policją oraz pogotowie. Przemoczony i zziębnięty chłopak został przewieziony razem ze swoim bratem do szpitala.
Już cały i zdrowy
– Nasi strażacy na miejscu zmienili mu ubranie. Włożyliśmy go do kabiny i okryliśmy kocem do przyjazdu karetki. Gdy przyjechaliśmy, chłopak był już uratowany. Ciężko nam określić w jakim był stanie – mówi starszy kapitan Marek Zdziebło ze Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej w Żorach. – Tak, chłopak został umieszczony zaraz w oddziale dziecięcym i przebywał u nas kilka dni na obserwacji, po czym został wypisany. Więcej o stanie zdrowia nie mogę powiedzieć – odpowiedziała nam jedna lekarem oddziału dziecięcego miejskiego szpitala w Żorach. W jakim dokładnie stanie chłopiec został przywieziony do szpitala nie udało się nam ustalć, prawdopodobnie miał kilka urazów i był znacznie wyziębnięty. Po kilku dniach wyszedł jednak cały i zdrowy. – Mogę jedynie tyle powiedzieć, że jak wychodził bardzo się cieszył i był pełen życia – mówi nam lekarka.
To nic takiego
Za swój bohaterski czyn pana Krzystofa po plecach poklepała tylko rodzina i znajomi z pracy. Ale sam nie liczy na nic. – Policja brała jeszcze później ode mnie dane, ale nikt mi nic nie mówił. Z tego co się dowiedziałem, to chyba nic poważnego mu się nie stało – mówi pan Krzysztof i dodaje: – W sumie normalna rzecz, nie było czasu się zastanawiać. Później chłopaka odwieźli do szpitala, a ja pojechałem do pracy, żeby się przebrać, bo byłem cały mokry. No i tyle – kończy mieszkaniec Czerwionki. Udało się nam ustalić, że w roku 2009 za podobny czyn przez komendanta wojewódzkiego nagrodzony na wniosek komendanta żorkiej komendy został jeden z funkcjonariuszy z Żor. Nie udało się nam dodzwonić do rzeczniczki prasowej. Połączono nas jednak z zastępcą komendanta Alicją Popiłką. – Wiem o takim zdarzeniu, jednak szczegółów nie znam. Praktyka u nas jest taka, że my składamy wnioski i nagrody do prezydenta. Niestety, osoba odpowiedzialna za kontakt z pracownikami urzędu jest teraz na urlopie – tłumaczy zastępczyni i każe nam zadzwonić za godzinę. – W tej chwili trwają jeszcze czynności związane z tym zdarzeniem. Ale myślę, że taki wniosek o nagrodzenie tego pana zostanie skierowany do prezydenta w najbliższym tygodniu – zapewnia aspirant Tomasz Walkowski.
Łukasz Żyła