Ambicji nam nie brakuje
Marek Pietras: – Kim wg pana powinien być współczesny działacz sportowy?
Roman Pinoczek: – Powinien być przebojowym, kompetentnym menedżerem znającym zarówno specyfikę „swojej” dyscypliny sportowej jak i rynek, w którym się ma poruszać aby pozyskiwać środki na realizację wytyczonych celów. Dobrze, gdy orientuje się w przepisach prawa organizacji pozarządowych i działalności biznesowej.
– Czy pana zdaniem w Rybniku jest moda na sport?
– Jeśli pyta pan o beneficjentów naszych działań czyli potencjalnych zawodników i kibiców to tak, jeśli chodzi o pozostałe obszary, w tym biznes, raczej nie.
– Czy w dzisiejszych czasach można robić „duży” sport bez udziału miasta?
– Najpierw odpowiedzmy sobie na pytanie co to jest duży sport. Czy to tylko ekstraliga czy też krajowe ligi niższe. W różnych dyscyplinach jest różna ilość lig i różna ścieżka (trudność) awansu. Są dyscypliny, w których ze względu na małą liczbę chętnych zespołów zapisuje się już do I ligi – w innych, aby to osiągnąć trzeba pokonać długą i kosztowną drogę. Jednak uważam, że miasto jest ważnym partnerem w tworzeniu sukcesu sportowego. Rzadko który klub dysponuje swoim obiektem sportowym oraz własnym zapleczem w postaci odnowy biologicznej, siłowni itp. To wzajemne relacje: klub promuje poprzez sport miasto, miasto z kolei może promować poszczególne dyscypliny bądź kluby, które będą jego wizytówką.
– Po awansie do II ligi, planowaliście w perspektywie 2–3 lat kolejny krok. Jakie na dziś są ambicje Volley’a?
– Ambicji nam nie brakuje! W sporcie nic nie dzieje się za dotknięciem różdżki i… bez pieniędzy! Tych ostatnich wciąż za mało, stąd najważniejszą sprawą jest utrzymanie się w lidze i ustabilizowanie swojej pozycji, a potem…? Jesteśmy cierpliwi.
– Czego brakuje, aby kluby w Rybniku odnosiły sukcesy nie tylko w kategoriach młodzieżowych?
– Jest kilka klubów, które są dobrze zorganizowane i zarządzane, w tym Volley. Nie odkrywam Ameryki twierdząc, że brak pieniędzy jest największą bolączką. Miastu i lokalnemu biznesowi powinno zależeć na rozwoju sportu.
– Z czego wynikają bardzo dobre wyniki młodzików, kadetów, juniorów Volleya?
– To efekt wieloletniej pracy zarówno trenerskiej jak i organizacyjnej.
– Jak wygląda struktura organizacyjna Volleya? Jakie są grupy wiekowe? Trenerzy?
– Mamy świetnych trenerów. Sam pan wspomniał o sukcesach młodzieżowych. Jeden z trenerów ma najwyższą klasę trenerską: mistrzowską. W klubie jest lekarz i psycholog oraz grono wolontariuszy. Współdziałamy ze szkołami, nie tylko rybnickimi; prowadzimy klasy sportowe w podstawówkach i gimnazjum oraz grupy naborowe. Przyciągamy jak najwięcej dzieci i młodzieży – to narybek i przyszłość pierwszego zespołu. Ponadto patronujemy i organizujemy Amatorską Ligę Siatkówki, która skupia kilkuset miłośników tej dyscypliny ich rodziny i przyjaciół przez co siatkówka staje się sportem rodzinnym.
– Jaka przyszłość czeka Volley?
– To zależy od zawodników, działaczy, środowiska i … pieniędzy. Mamy dalekosiężne plany.
– Czy moda na siatkówkę w Polsce przekłada się na wasz klub?
– Na meczach II ligi trybuny są pełne, a i młodzież ma swoich wiernych kibiców.
– Kadeci właśnie walczą w półfinałach mistrzostw Śląska. To chyba grupa wiekowa, która może powalczyć nawet w rozgrywkach centralnych?
– To jest sport! Wszystko się może zdarzyć, czasem decyduje drobny szczegół. Zawsze walczymy twardo, do końca, w duchu fair play. Choć to nas w ubiegłym sezonie ewidentnie skrzywdzono w Mistrzostwach Polski Młodzików. Teraz chcemy udowodnić na parkiecie, że jesteśmy lepsi!