Co będzie z obiadami szkolnymi...
Urząd szuka oszczędności w oświacie.
Po Czerwionce – Leszczynach czas na Rybnik. Szef urzędu zastanawia się jak zaoszczędzić na oświacie. Na razie na biurku prezydenta Fudalego leży problem nierentownych stołówek szkolnych. Póki co, włodarz zapowiada, że nie ma mowy o cateringu.
– Są tudne czasy finansowe dla samorządów i oczywiste jest, że prezydent musi szukać oszczędności w wielu działach. Jednym z takich działów jest oświata. Jednym z elementów oświaty są właśnie stołówki szkolne – przyznaje Adam Fudali prezydent Rybnika. O obiadach dowożonych do szkół, czyli o cateringu, o zwolnieniach czy konieczności zakładania własnych biznesów przez kucharki jest już głośno od jakiegoś czasu we wszystkich placówkach.
Cateringu nie będzie
– Nie wiemy na czym stoimy. Urząd chce zamknąć stołówki szybko i po cichu. Rodzice o niczym nie wiedzą. Najpierw mówiło się cateringu, a przecież dzieci powinny jeść domowe obiady, a nie jakieś plastiki. Teraz znowu jest pomysł na to, żebyśmy założyły własne biznesy i przejęły stołówki. To nie są dobre pomysły. Urząd szuka oszczędności tam, gdzie ich nie znajdzie – mówi nam jedna z kucharek. – Zastanawiamy się przede wszystkim czym lepszym można by zastąpić obecne rozwiązania czymś sprawniejszym. Jednocześnie mamy jedno na uwadze, że nie ma mowy o jakimkolwiek cateringu. Wydaliśmy przecież jakieś pieniądze, żeby zmodernizować te stołówki i po to je wydaliśmy, żeby obiady były gotowane na miejscu – mówi Fudali.
Nie podwyższymy ceny
Kucharki twierdzą, że jeśli urząd zdecyduje się na rozwiązanie, aby one przejęły biznes obiadowy, będzie to katastrofa. – W Rybniku są tylko 3 szkoły przygotowane na wydawanie 600 posiłków, bo tylko przy takiej liczbie się to będzie opłacać. W większości szkół będzie to po prostu nieopłacalne – przyznaje pani Marta, kucharka również nie chce zdradzić nazwiska.
Obecnie w stołówkach szkolnych pracują 93 kobiety. Wydawanych jest 3 tys. 800 posiłków, z czego 800 dla tych najbardziej potrzebujących. Reszta, czyli 3 tys. kosztuje 3,5 zł za jeden. – Raczej idziemy po najniższej cenie i nie zamierzamy jej podwyższać. Nie ma zamachu na etaty pań, które tam pracują, na likwidację stołówek. Nie mam żadnej zaprzyjaźnionej firmy, która zajmuje się cateringiem – kończy szef urzędu. – Rodzice już szybciej zgodzą się, żeby podwyższyć cenę za obiad niż likwidować stołówki albo wymyślać jakieś dziwne rozwiązania – stwierdzają kucharki.
Szef urzędu nie chce zdradzić, kiedy decyzja zostanie podjęta. – Prowadzenie stołówek wynika z ustawy oświatowej, a nasza rzeczywistość się zmienia – mówi Fudali.
Łukasz Żyła