Po drugiej stronie szklanego ekranu
O magii telewizji, tremie i uwagach jurorów rozmawiamy z Mateuszem Piecowskim.
Mateusz Piecowski zaprezentował swój talent w programie „Bitwa na głosy” emitowanym przez telewizyjną dwójkę. Młody wokalista występuje w drużynie Piotra Kupichy, która co odcinek, przedstawia aranżacje światowych przebojów na najwyższym poziomie. Mateusz obecnie uczy się w trzeciej klasie technikum w Zespole Szkół Ekonomiczno-Usługowych w Rybniku.
– Jakie było twoje pierwsze wrażenie, kiedy pojechałeś na casting do Katowic?
– Był to mój drugi casting w życiu. Byłem jedną z 300 osób, które chciały dostać się do programu. Wyłoniono w końcu tę wspaniałą szesnastkę i udało mi się znaleźć w tej grupie. To jest naprawdę duży sukces. Każdy z przybyłych tam wokalistów wiedział czego chce od życia, a że tak potoczyły się sprawy, nie pozostaje mi nic innego, jak powiedzieć, że jestem bardzo zadowolony.
– Czy jest szansa, że zostaniesz zauważony w tym programie i może twoja kariera potoczy się dalej...
– Myślę, że program nie może dać mi więcej niż poznanie wielu nowych kontaktów i otworzenie nowych horyzontów. Trudno jest spośród szesnastu osób być na tyle oryginalnym, aby być zauważony jako wybitna jednostka. Na pewno sam występ w telewizji jest marzeniem każdego wokalisty. To jest jedno, a dwa kontakty, kontakty i może ktoś się znajdzie, komu się spodobam.
– Czy usłyszymy cię jeszcze w solówce?
– Bardzo bym chciał, jednak na razie nie mogę ani potwierdzić ani zaprzeczyć. Jest duża grupa osób, które nie miały jeszcze solówki.
– Jak program wygląda od kuchni?
– Codziennie muszę stawiać się na próby w Katowicach. Poświęcam na to dużo wolnego czasu, z którego musiałem zrezygnować. W studio w Warszawie panuje fantastyczna atmosfera. Mam możliwość poznania jak działa machina telewizji nie tylko przed telewizorem, ale także po drugiej stronie tego pudła.
– Jak przebiega współpraca z szefem grupy Piotrem Kupichą?
– Jest na co dzień zupełnie innym człowiekiem niż kreują go media. Jest bardzo sympatyczny, ciepły i przede wszystkim opiekuńczy. Jest takim naszym zespołowym ojcem, który na próbach i przed występem udziela nam wskazówek i rad. Uczy nas co robić, aby wyszło dobrze, jak radzić sobie ze stresem i tremą. Generalnie to rewelacyjny facet.
– Baliście się, gdy pierwsza grupa miała odpaść?
– Strach był, ale do momentu, gdy zajęliśmy trzecie miejsce. To musi być jednak bardzo przykre uczucie odpadać jako pierwszy zespół.
– Czy nie ma obaw, że zespół Singers straci swój męski głos?
– Już gdzieś czytałem, że zespół zmienił nazwę na Singirls (śmiech). Ale nie. Staram się wszystko tak rozplanować, żeby dla każdego zostało trochę i nie mam zamiaru z niczego rezygnować. Staram się ze wszystkim być na bieżąco i wierzę, że będzie to działać tak, jak dotychczas.
– Jak udaje ci się łączyć obowiązki szkolne z obowiązkami na antenie?
– Od poniedziałku do czwartku jestem w szkole. Zaliczam sprawdziany itd. W czwartek wieczorem z Katowic wyjeżdżamy do Warszawy z całą szesnastką no i niestety w piątki nie ma mnie w szkole. Są wprawdzie przedmioty, które mam raz w tygodniu, ale po rozmowach z nauczycielami udaje się wszystko pogodzić. Nauczyciele są wyrozumiali. Mam duże wsparcie ze strony mojej sąsiadki, która pomaga mi nadrabiać zaległości.
– Jak traktujesz oceny jury, czy są pomocne?
– Myślę, że jurorzy tak jak uczestnicy rozkręcają się z odcinka na odcinek i ich opinie są inne. Są to fachowcy, jest pani Węgorzewska od śpiewu, pan Jagielski z Radia ZET oraz pani Szapołowska, która jest obyta ze sceną od strony teatralnej. Tworzą wspólną całość, której efektem jest opinia, która nas motywuje do dalszej pracy. Takie uwagi są pomocne i trzeba zaznaczyć, że otrzymujemy je nie tylko na antenie, ale także na próbach. Jurorzy są obecni podczas próby i udzielają nam wskazówek. Podobnie działa reżyser. Wszystko zmierza w dobrym kierunku.
– Wiadomo, że program to nie tylko muzyka, ale także układy choreograficzne. To jest chyba twój taneczny debiut...
– I bardzo dobrze się z tym czuję. Dotychczas nie łączyłem śpiewu z tańcem, ale to jest świetna sprawa. Jeszcze więcej można wyzwolić z siebie energii i nie tylko przez śpiew można przekazywać swoje emocje widzowi, ale też przez taniec. Jest to fantastyczne połączenie.
– Dziękuję za rozmowę.
– Dziękuję. Lecę na próbę.
Rozmawiał Szymon Kamczyk