Na rybnickich drogach i szybszy niż helikopter
– Motocykl ratunkowy będzie miał swój debiut w majowy weekend – powiedział nam Tomasz Zejer dyrektor Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego nr 3 w Rybniku.
Jest o wiele szybszy niż karetka, do poszkodowanego dotrze nawet szybciej niż helikopter. I niestraszne mu zakorkowane drogi. W orzepowickim szpitalu od jesieni na swój debiut czeka motocykl ratowniczy kupiony ze zorganizowanej przez Bractwo Kurkowe w Rybniku zbiórki publicznej. Zbieranie pieniędzy trwało ponad rok i do łatwych nie należało. Braciom kurkowym udało się jednak zebrać ponad 130 tys. zł, kupić motocykl, wyposażyć ratowników w specjalne stroje i zadbać o ich przeszkolenie. Pieniądze jakie zostały pójdą na doposażenie maszyny. Motocykl jest unikatem. Jak na razie to jedyna dwukołowa karetka na Śląsku, a trzecia w ogóle w Polsce. Mieszkańcy Rybnika będą mogli wreszcie zobaczyć w akcji cudo na dwóch kółkach. Motocykl wyjedzie na drogi w pierwszy, majowy weekend.
Godzina „zero”
Maszyna stoi w gotowości, a przeszkoleni ratownicy czekają na sygnał do wyjazdu. Jak zapewnia Tomasz Zejer dyrektor rybnickiego szpitala wszystko jest już poukładane logistycznie i zapięte na ostatni guzik. – Brakuje nam defibrylatora, a nie chcemy jeździć niekompletnie wyposażeni – wyjaśnia. Sprawa doposażenia powinna rozwiązać się w najbliższych tygodniach. W tym, dyrektor Zejer spotyka się z szefem rybnickiego Bractwa Kurkowego i ma nadzieję, że coś w sprawie defibrylatora uda się mu załatwić. – Myślę, że w majowy weekend motor ruszy. W końcu społeczeństwo wydało określone środki na ten pojazd więc ma prawo chcieć, żeby jeździł, a nie stał – oznajmia Zejer.
Koszty zapłaci szpital, NFZ umywa ręce
Motocykl ratunkowy waży ćwierć tony. Bracia Kurkowi zapłacili za niego 70,8 tys. zł. Maszyna jest w stanie ratować życie nawet w najbardziej ekstremalnych warunkach. To co karetce zajmuje kilkadziesiąt minut, on „wyrobi” w kilkanaście. Na utrzymanie i eksploatację motocykla Narodowy Fundusz Zdrowia nie da jednak nawet złotówki. Maszyna nie dostała NFZ-owskiego kontraktu. Zresztą jak mówi dyrektor Zejer, szpital nawet o takowy nie występował. Wszystko przez „durnowate i zapyziałe” przepisy, wg których NFZ kontraktować może jedynie zespoły ratownicze „karetkowe”. – Przeczytałem dokładnie przepisy i nie było sensu składać wniosku do Funduszu. Bierzemy koszty na siebie. W imię wyższej konieczności odpalamy motocykl za własne środki – mówi dyrektor. Koszty to m.in. paliwo, pensje dla ratowników, ubezpieczenie. Dziennie mogą się wahać w granicach 150 – 200 zł
Cały tydzień na służbie
Motocykl będzie jeździł na ratunek od poniedziałku do piątku. W soboty i niedziele będzie „odpoczywał”. – W soboty i niedziele nie ma na drogach takiego ruchu, żeby zespół ratunkowy karetką miał kłopoty z dojazdem na czas do chorego. Natomiast w pozostałe pięć dni tygodnia, od poniedziałku do piątku maszyna będzie jeździła do godz. 18.00 – wyjaśnia szef rybnickiego szpitala. Jak dodaje, odnośnie wyjazdów były ze strony szefa zespołów wyjazdowych pewnego rodzaju opory, głównie dotyczące nieużywania motocykla w „dni dżdżyste”. – Będzie więc jeździł w tygodniu i raczej „na sucho” – stwierdza Tomasz Zejer.
(ms)