Bryan Adams zaczarował Rybnik!
13 czerwca Rybnik udowdonił Polsce i zagranicznym gwiazdom, że jest gotowe na przyjęcie roli gospodarza dużych imprez. I gotowość ta, to nie tylko optymalny do tak dużych koncertów obiekt (a stadion przy Gliwickiej naprawdę świetnie się do tego nadaje), to nie tylko fakt zaangażowania rzeszy ludzi – począwszy od służb mundurowych, po służby medyczne, na wolonatriuszach i stuardach kończąc. Gotowość Rybnika to przede wszystkim europejski, jeśli nie światowy poziom organizacji całego przedsięwzięcia – względów bezpieczeństwa, przygotowania obiektu i nawet tak prozaicznych spraw jak catering i piwne ogródki.
O 18.30 bramy stadionu zostały otwarte i publika powoli „wlewała” się na obiekt. Już od wczesnych godzin popołudniowych dało się pod stadionem zauważyć grupy oczekujących. Dało się też spostrzec kilku panów „skupujących” bilety, oczywiście w celu odsprzedania. Cena – 50 zł, niezależnio od sektora. Na taras VIP–owski 100 zł. To jedyna kwestia, jaką organizator może wziąć pod uwagę. Gdyby cena biletów na płytę stadionu była niższa, z pewnością wyższa byłaby frekwencja. Na krótko przed godz. 20.00 na scenę wyszedł Piotr Baron z radiowej Trójki, by zapowiedzieć Kasię Kowalską. Zdradził też, że wokalistka obchodzi urodziny, na co rybnicka publiczność zareagowała gromkim „Sto lat!”. Koncert Kowalskiej można określić w sumie jednym tylko słowem – energia. Po jej występie Baron, zapowiedział oczekiwaną gwiazdę wieczoru. Bryan Adams na scenę wpadł w blasku oślepiających wręcz świateł – wtedy też widzowie mieli okazję zobaczyć prawdziwy potencjał, który tkwił w tej konstrukcji. Trzy telebimy, w tym centralny o wymiarach zbliżonych do samej płyty sceny, pozwoliły wygodnie oglądać widowisko nawet widzom siedzącym po drugiej stronie obiektu. Jak zapowiedział artysta, ze sceny zabrzmiały największe jego przeboje. Tradycyjnie Adams zaprosił na scenę jedną z pań z pierwszych rzędów, by zaśpiewała z nim „When you’re gone”. Wybór padł na Paulinę Plenkiewicz z Warszawy. Gdy artysta zakończył główną część koncertu, nikt z obecnych nie miał wątpliwości, że będą bisy. I były – trzy. W końcu, w okolicach 23.30 artysta ostatecznie pożegnał się z rybnicką publiką.
(mark)