120 minut szansy na przeżycie
Z kapitanem Mirosławem Liszką, szefem Specjalnej Grupy Ratownictwa Wodno-Nurkowego PSP Rybnik, rozmawiamy o ratowaniu życia, najtrudniejszych akcjach i dużych głębokościach.
Każda jednostka Państwowej Straży Pożarnej na terenie kraju i województwa ma określoną specjalność. Jednostka Ratowniczo–Gaśnicza w Gliwicach–Łabędach ma więc specjalizację ratownictwa chemicznego, m.in. w Dąbrowie Górniczej znajdziemy specjalistów od ratownictwa technicznego, a JRG Jastrzębie Zdrój posiada grupę poszukiwawczo–ratowniczą z pięcioma psami. W rybnickiej komendzie, tak jak również w Bytomiu, stacjonuje grupa ratownictwa wodno–nurkowego, która przychodzi z pomocą od Beskidów po Częstochowę.
– Szymon Kamczyk: Kiedy powstała rybnicka Specjalistyczna Grupa Ratownictwa Wodno–Nurkowego i ile obecnie skupia osób?
– Mirosław Liszka: Grupa została powołana z początkiem 1998 roku rozkazem Komendanta Wojewódzkiego Państwowej Straży Pożarnej w Katowicach i wchodzi w skład Centralnego Odwodu Operacyjnego Krajowego Systemu Ratowniczo-Gaśniczego. Obecnie Grupa złożona jest z 17 ratowników rybnickiej JRG: W jej skład wchodzi jeden nurek instruktor MSWiA – kierownik prac podwodnych z zakresu ratownictwa PSP, dwóch nurków MSWiA – w tym jeden kierownik robót nurkowych Głównego Urzędu Morskiego, ośmiu młodszych nurków MSWiA – w tym dwóch kierowników robót nurkowych GUM, jeden płetwonurek z kwalifikacjami P3 CMAS oraz pięciu płetwonurków z kwalifikacjami P1 CMAS.
– Jakim sprzętem dysponujecie?
– Cały specjalistyczny sprzęt, czyli maski, kombinezony, urządzenia do łączności, butle i inny, mieści się na samochodzie ratownictwa wodnego mercedes 911 z 1983 roku. Auto ma swoje lata, ale bardzo dobrze spełnia swoje zadanie. Ciężko znaleźć samochód takiej klasy i pojemności (mieści 9 ratowników). Auto jest w zasadzie samowystarczalne, bo na wyposażeniu ma agregat prądotwórczy, najaśnice i namiot pneumatyczny z ogrzewaniem, który możemy rozbić przy długich akcjach. Mamy nadzieję, że następca mercedesa, który prawdopodobnie przyjdzie do komendy w najbliższych latach, będzie równie funkcjonalny. Na dachu samochodu znajduje się sześcioosobowa łódź hybrydowa Yamaha 380 z silnikiem zaburtowym Yamaha 15 FMA o napędzie śrubowym, a w zimie sanie lodowe. Brakuje nam dobrej klasy sonaru, który ułatwiłby nam poszukiwania w terenie.
– Jak wygląda wasza praca?
– Zakres działań SGRWN oprócz ratownictwa powierzchniowego, czyli np. podejmowania ludzi z powierzchni wody, jeżeli czas akcji znacznie się przedłuża, często obejmuje także działania humanitarne, czyli poszukiwanie ciał ludzi, którzy utonęli. Czasem występujemy w ramach czynności procesowych, które są kierowane do nas przez policję, czy prokuraturę. Wtedy np. poszukujemy przedmiotu przestępstwa, czy innej konkretnej rzeczy. Czynnością procesową było także ubiegłoroczne przeszukiwanie Zalewu pod kątem odnalezienia części ciała byłego wiceministra. Często wydobywamy także z wody przedmioty, które pozostawił tam człowiek, a są na przykład niebezpieczne dla środowiska. To mogą być samochody, które umyślnie lub nie zostały stoczone do wody. Na każdej zmianie służbowej znajduje się 5–6 ratowników–nurków, którzy mają różne stopnie wyszkolenia. Wszyscy muszą spełniać odpowiednie kryteria zdrowotne. Jeżeli przełożony przedstawia wniosek, aby daną osobę powołać na stanowisko nurka, czy płetwonurka MSWiA, osoba ta musi odbyć badania, które kwalifikują ją do takiej pracy, a wykonywane są w Instytucie Medycyny Morskiej i Tropikalnej w Gdyni. W ramach tych badań jest wykonywane sprężenie w komorze hiperbarycznej, aby sprawdzić szereg procesów, które zachodzą w organizmie człowieka w środowisku zbliżonym do wodnego, a wytworzonym sztucznie. Przy każdym nurkowaniu na 30 metrów także jest lekarz. Do 40 roku życia badania wykonuje się raz w roku, a po 40 roku życia dwa razy w roku. Większość naszych zbiorników wodnych jest zanieczyszczonych biologicznie i chemicznie w różnym stopniu. Najczęściej są to wody o bardzo słabym życiu podwodnym, gdzie widoczność przy pracach podwodnych jest praktycznie zerowa lub zerowa. Często nurek nie widzi własnej ręki, choć każdy na wyposażeniu posiada latarkę, która nieco pomaga. Zawsze staramy się jak najszybciej dotrzeć na miejsce, aby nieść pomoc. Powszechnie stosuje się zasadę, że do 120 minut warto prowadzić akcję ratunkową, ponieważ ludzie mogą żyć i potrzebować pomocy, na przykład przy wywróceniu łodzi, kiedy znajdują się w przestrzeni wypełnionej powietrzem.
– Jak działa porozumiewanie się nurka z ekipą na lądzie?
– Kablolina to element, który jest przymocowany do maski nurka pod wodą i przez to mamy z nim bezpośredni kontakt słowny. Jest to tzw. łączność podwodna. Kiedy nurek utraci łączność na kablolinie, jest jeszcze lina sygnałowa, którą nurek odpowiednio szarpie, aby przekazać informacje. Każdy nurek wie, co oznacza dane szarpnięcie i jak się zachować. Jest jeszcze asekuracja bezpośrednia. Każdy nurek w razie zagrożenia może zejść po kablolinie do drugiego nurka.
– Jakie najtrudniejsze akcje przeprowadzaliście w ramach ratownictwa wodno–nurkowego?
– Każda akcja jest inna i niesie z sobą inne zagrożenia. Zagrożenia to zmienne warunki hydrologiczne, głębokość i przede wszystkim liczne przeszkody podwodne, których w naszych zbiornikach jest bardzo wiele. Są to np. stare korzenie, które rosły przed zalaniem danego zbiornika, a o które nurek może się zaczepić, rzeczy wrzucone do wody przez człowieka oraz liczne nierówności dna: uskoki, doły itd. Trudną akcją w ubiegłym roku było na pewno poszukiwanie części ciała byłego wiceministra. Drugą akcją było poszukiwanie ciała i obiektów na Jeziorze Żywieckim. Tam mieliśmy tyle samo sukcesów, jak i porażek, które wynikały z bardzo dużej powierzchni akwenu oraz braku świadków zdarzenia, którzy określiliby dokładne miejsce poszukiwań. Akcja trwała tam wiele dni. Z ciekawszych zdarzeń, na samym początku działalności grupy, było zamykanie przepustu między dwoma zbiornikami o różnych poziomach wody, aby podczas powodzi woda nie zalewała terenu. W tej akcji brało udział kilku nurków, był to taki zalążek naszej grupy. Wtedy trzeba było pod wodą zmniejszyć przepływ między zbiornikami, połączonymi wielośrednicową rurą przepustową. Nurek musiał na tyle skutecznie umieścić worki blisko tego otworu, aby ograniczyć przepływ wody. Było to przy prądzie wody i zerowej widoczności. Udało się zrobić to bezpiecznie.
– Czy oprócz zawodowej strony, nurkowanie jest pana osobistym hobby?
– Uznałem ponad 20 lat temu, że warto oprócz patentu sternika motorowodnego, uzyskać patent płetwonurka. Moja przygoda zaczęła się pod koniec lat 80–tych, kiedy kończąc kurs ratownika wodnego, rozpocząłem kurs płetwonurka w klubie Nautilus w Jastrzębiu Zdroju. Tam był mój pierwszy kontakt. Wtedy były w Polsce tylko dwie organizacje, które szkoliły płetwonurków. Był to LOK i PTTK. Szkoliłem się po tej linii wojskowej. Przez lata 90–te zajmowałem się nurkowaniem rekreacyjnym. Do dzisiaj jestem czynnym ratownikiem wodnym. Pod koniec lat 90–tych zrobiłem kurs nurka zawodowego i kierownika robót w Urzędzie Morskim w Gdyni. Jest to instytucja, która w tamtych latach jako jedyna w Polsce nadawała uprawnienia do udziału w pracach podwodnych. Jestem instruktorem MSWiA. Pod tym względem osiągnąłem praktycznie najwyższy poziom. Obecnie prowadzę także prywatne szkolenia, zajmuję się turystyką podwodną. Jestem nastawiony na pokazywanie życia pod wodą, prowadzę także prelekcje w szkołach.
– W jakich miejscach na świecie już pan nurkował i jaki jest pana osobisty rekord głębokości?
– Muszę przyznać, że nurkowałem już na wszystkich kontynentach oprócz Antarktydy i Australii. Choć mamy wiele pięknych miejsc do nurkowania w naszym kraju, większość ciepłolubnych ludzi woli wody o lepszej przejrzystości niż w naszych jeziorach. Jeśli dodatkowo obok nas pływają ryby naszej wielkości, to robi to duże wrażenie. Mój rekord głębokości to 110 metrów. Głębokie nurkowania wykonywałem w wodach ciepłych Morza Czerwonego, w Chorwacji oraz kamieniołomach w Niemczech. Nie jest moim stylem bicie rekordów pod względem głębokości. Po to robiłem uprawnienia, aby wykorzystywać inne mieszaniny gazowe, aby pod wodą coś zobaczyć.
– Dziękuję za rozmowę, życzę tyle samo zejść pod wodę, co wyjść o własnych siłach.
– Dziękuję.