Raport kierowcy Europejczyka – opłaty za drogi i ceny paliw w poszczególnych krajach
Za średnią krajową Polak może przejechać niecałe 12,5 tys. kilometrów płatnymi autostradami. Stać nas na około cztery razy krótsze podróże niż w przypadku Greków i Francuzów. Marnym pocieszeniem jest fakt, że ceny paliwa nad Wisłą należą do najniższych na całym kontynencie.
W specjalnym wakacyjnym raporcie Money.pl sprawdził, gdzie w Europie opłaty drogowe są najwyższe, a tankowanie najmniej bolesne dla kieszeni kierowców.
26 groszy za kilometr
W Polsce mamy 916 km autostrad. Dziś nie wszystkie są płatne, ale to się zmieni i w najbliższych miesiącach przyjdzie nam uiszczać opłaty także za przejazd darmowymi obecnie odcinkami. Dzisiaj średnia cena za każdy przejechany płatnym odcinkiem kilometr to 26 groszy. W efekcie przejazd 61-kilometrową trasą z Katowic do Krakowa kosztuje kierowcę 16 zł. Za 150 km A2 między Koninem a Tomyślem trzeba zapłacić 39 zł. Nieco taniej jest na A1. 89 kilometrów z Gdańska do Grudziądza to koszt 17,5 zł. Czyli niemal 20 groszy za kilometr. To tyle ile wynosi ustalona przez resort infrastruktury stawka, która będzie obowiązywać na odcinkach A2 z Konina do Strykowa i A4 z Wrocławia do Katowic.
Gorzej niż w Grecji
Polska stawka za kilometr jest zbliżona do tych obowiązujących w innych krajach Europy, gdzie opłaty są pobierane na bramkach wjazdowych. Z danych biura podróży PZM Travel wynika, że we Włoszech, Hiszpanii i Portugalii kierowcy płacą odpowiednio: 36, 32 i 29 groszy. We Francji koszt jest podobny do tego nad Wisłą (27 groszy). W Chorwacji każdy przejechany kilometr to 20 groszy. Takie porównanie może być jednak mylące. Dużo bardziej wymowne jest porównanie opłat i naszych zarobków. Wtedy okaże się, że za średnią krajową polski kierowca może przejechać: 16,1 tys. km (przy stawce ustalonej przez rząd) lub 12,4 tys. km (przy stawce ustalanej przez prywatne firmy). To ponad cztery razy mniej niż kierowca z pogrążonej w kryzysie Grecji. Tam za średnią pensję można przejechać 53,9 tys. km.
Dużo lepiej mają kierowcy we: Francji (46,6 tys. km), Włoszech (28 tys.km) i Hiszpanii (26,2 tys. km) i Portugalii (19,8 tys. km). Nawet w krajach, w których zarabia się gorzej niż w Polsce kierowców stać na więcej. W Macedonii i Serbii za średnią pensję – ok. 500 euro – można przejechać 18–19 tys. km płatnymi drogami. W krajach, w których opłaty pobierane są w zależności od odcinka tylko Chorwatów stać mniej więcej na przejechanie porównywalnej do sytuacji w Polsce długości (13,5 tys. km).
Ile za winietę
System poboru opłat na bramkach to jedno z trzech stosowanych rozwiązań w kwestii autostrad. W części państw płaci się ryczałtem. W: Austrii, Bułgarii, Czechach, Rumunii, Szwajcarii, Słowenii i na Węgrzech kierowca kupuje winietę. Ceny i czas obowiązywania różnią się w zależności od kraju. W Czechach 10-dniowa winieta kosztuje 250 koron, czyli około 40 zł. Taniej jest w Austrii, gdzie 10-dniowy dokument kosztuje 7,9 euro (około 32 zł). W Bułgarii tygodniowa winieta to koszt 5 euro (20 zł.). Na Słowacji za taką samą winietę płacimy 7 euro (około 28 zł), a w Słowenii dwa razy więcej bo 15 euro (60 zł).
Szwajcaria najdroższa
Najdrożej jest w Szwajcarii i to wcale nie za sprawą szybującego kursu tamtejszego franka. By podziwiać kraj Alp i czekolady z perspektywy dróg szybkiego ruchu trzeba kupić roczną winietę. Jej koszt to 40 CHF, czyli obecnie około 130 zł. Póki co w wielu krajach – m.in. w: Belgii, Danii, Estonii, Finlandii, Holandii, Luksemburgu, Niemczech, Rosji, Szwecji, Wielkiej Brytanii oraz na: Litwie, Łotwie i Białorusi autostrady są darmowe. To cieszy Polaków podróżujących po Europie, ale w wielu krajach – w tym najważniejszych dla polskich kierowców Niemczech – pojawiają się zakusy na wprowadzenie opłat.
Drogi mamy drogie, ale tankujemy taniej
Niewielkim pocieszeniem jest fakt, że ceny paliw na stacjach w naszym kraju są niższe niż w większości krajów Europy. W ubiegłym tygodniu – według epetrol.pl – litr popularnej Pb95 kosztował średnio 5,12 zł. To zdecydowanie mniej niż w najdroższych: Norwegii (7,38 zł), Holandii (6,89 zł) i Belgii (6,69 zł). Jednak tu także różnica w zarobkach robi swoje. Holender za średnią pensję zatankuje ponad 2000 litrów. Polak nieco ponad 600. Ceny na naszych stacjach są zbliżone do tych z Serbii i Słowenii. Tam gdzie jest jeszcze taniej, różnice w stosunku do cen z naszego kraju są niewielkie. Poniżej 5 zł za litr płacą kierowcy w: Albanii, Estoni i Macedonii. Zdecydowanie taniej jest na wschód od naszych granic. Na Ukrainie kierowcy płacą 3,57 zł za litr, w Rosji – 2,33 zł, a na Białorusi – 1,43 zł.
Z dieslem niedo Skandynawii
Tankujący diesla największy szok cenowy przeżyją w Skandynawii (Norwegia – 6,35 zł/l, Szwecja – 6,21 zł/l) i w Wielkiej Brytanii (6,24 zł za litr). Podobnie jak w Polsce (4,95 zł za litr) kosztuje ON na stacjach w: Chorwacji (4,98 zł), Rumunii (4,93 zł), Estonii (4,9 zł), Słowenii (4,86 zł) i na Litwie (4,88 zł). Najtaniej jest na Białorusi (1,29 zł), w Rosji (2,37) i Bośni i Hercegowinie (2,4 zł).
W zdecydowanej większości państw Europy paliwo do aut z silnikami wysokoprężnymi jest tańsze od benzyny. Są jednak wyjątki. Diesel jest droższy m.in na Bałkanach (Bośnia i Hercegowina, Bułgaria, Serbia) oraz w Rumunii, Szwajcarii i Wielkiej Brytanii. Różnice w cenach tych paliw nie są jednak duże. Z reguły to nie więcej niż kilkanaście groszy. Wyjątkiem jest Bułgaria, gdzie diesel kosztuje blisko o 1 zł więcej na litrze.
Litr gazuw Danii po 5,5 zł
Najbardziej oszczędni kierowcy, którzy mają w samochodach instalacje gazowe, najwięcej zapłacą na stacjach w Danii. Tam LPG kosztuje 5,51 zł za litr. Zdecydowanie drożej niż w Polsce – u nas kierowcy płacą za gaz płynny średnio 2,49 zł za litr – jest w: Szwajcarii (3,88 zł), Wielkiej Brytanii (3,48 zł) i we Francji (3,38 zł).
Podobne do naszych ceny gazu zobaczymy na stacjach w Hiszpanii (2,47 zł), Szwecji (2,45 zł) i Luksemburgu (2,43 zł). Najtaniej – podobnie jak w przypadku innych rodzajów paliw – tankujemy LPG na Białorusi (0,69 zł), w Rosji (1,16 zł) i na Ukrainie (1,27 zł).
Bartosz ChochołowskiMoney.pl
Pracowaći zwiedzać
Coraz więcej osób wyjeżdżających do pracy tymczasowej za granicę interesuje już nie tylko wysoka pensja, którą mogą w kilkanaście tygodni zarobić, ale też możliwość spędzania niezapomnianych wakacji.
Paryż, ocean i Alpy
Wyjazd zarobkowy dla wielu to często jedyna możliwość zwiedzenia miejsc znanych z przewodników turystycznych, jak Paryż czy Bruksela oraz doświadczenia ciekawych przygód i odkrycia nowych pasji.
– Pierwszy wyjazd wspominam bardziej jak niezwykłe wakacje spędzone z rodziną, niż ciężką pracę. To był 2006 rok, pojechałem na zlecenie Work Express w rewelacyjne miejsce do Frondenbergu koło Dortmundu. Dzięki pracy w charakterze opiekuna nauczyłem się grać w golfa i zwiedziłem wiele pięknych miejsc w Niemczech – mówi Tomasz Stawirej z Wrocławia. – Raz w tygodniu z panem Erwinem zostawała kuzynka, a mnie w tym czasie synowa i jej partner zabierali na pole golfowe. Do dziś mam kontakt z synową pana Erwina, która wyszła drugi raz za mąż i mieszka teraz w Berlinie. Zawsze, kiedy wyjeżdżam do Niemiec sprawdzam na mapie, co ciekawego będę mógł zobaczyć w okolicy – opowiada Stawirej.
Belgia kusi najstarszą tradycją browarniczą (ponad 600 marek złotego napoju), słynnymi pralinkami czekoladowymi oraz najlepszymi frytkami z majonezem. Francja natomiast urokami lazurowego wybrzeża, windsurfingiem po Atlantyku i alpejskimi szlakami. – Wynajmujemy domek w Arlet. Francuzi są bardzo mili, nie ma tam takiej zawiści jak w Polsce, sąsiedzi chętnie pomagają, kiedy trzeba. Mieszkamy w pięknym turystycznym regionie. Zenon, mój brat, w każdą niedzielę bierze plecak, górskie buty i rusza na szlak. Ja najbardziej lubię zwiedzać ruiny jeszcze z czasów Imperium Rzymskiego – mówi Sławomir Oberski, który pracę we Francji z Work Express rozpoczął w maju 2006 roku.
Namiastka wakacjiz bonusem
Praca na budowie lub w charakterze opiekuna osoby starszej do łatwych nie należy. To, jak szybko upłynie kontrakt, w jakiej atmosferze i czy wrócimy z bagażem miłych wspomnień zależy w ogromnym stopniu od samych wyjeżdżających. Duże znaczenie ma odpowiednie nastawienie, na co zwraca uwagę Tomasz Stawirej.
– Kiedy opiekun jedzie „do rodziny“, a nie „do pracy“, to po prostu miło spędza się czas, najczęściej w pięknym miejscu, bo południowe Niemcy są bardzo malownicze. W dodatku za tak spędzony czas dostaje się pieniądze, co też jest bardzo miłe. Dlatego jadę do opieki, kiedy mi to odpowiada i w miejsce, które mi się podoba – przekonuje wrocławianin.
– Nasi ludzie za granicą naprawdę ciężko pracują i regeneracja jest konieczna. Jestem pod wielkim wrażeniem ekipy budowlanej, której chciało się po pracy wskakiwać na deski z żaglami i surfować po Atlantyku. Bardzo nas cieszy, kiedy wiemy, że nasi pracownicy odpoczywają aktywnie. Promujemy to i staramy się im to ułatwiać, kiedy to tylko możliwe – np. nasi pracownicy – surferzy zostali przekwaterowani bliżej plaży, żeby mogli łatwiej transportować swoje deski – dodaje Artur Ragan, rzecznik agencji.
Trudno porównywać wyjazd zarobkowy z wycieczką czy urlopem, ale na pewno dla wielu to możliwość zobaczenia kawałka świata. Zdarza się, że w wakacje do pracowników dojeżdżają żony z dziećmi. – Dla pracownika była to wartość dodana do wyjazdu zarobkowego, zaś dla jego najbliższych był to pierwszy wyjazd za granicę w ogóle – mówi Wioletta Jankowska z Work Express. Dodaje, że czasu na zwiedzanie jest na pewno znacznie mniej niż na urlopie, za to można obejrzeć miejsca nieznane z przewodników i niedostępne turystom, jak na przykład rzadko odwiedzane alpejskie masywy, przez które biegną tunele drogowe. Do tego jako pamiątkę po trzech miesiącach można przywieźć do domu kilkanaście tysięcy złotych. Takich wakacji nie oferuje jeszcze żadne biuro podróży.