Młodzi panowie... od kuchni
Tłumy fanów rybnickiego Kabaretu Młodych Panów zjawiły się w kawiarni „Pod Tubą”, żeby poznać swoich ulubieńców.
Gośćmi kolejnego spotkania z cyklu „Pamiętniki z Rybnika” był Kabaret Młodych Panów. Podczas wyjątkowego wieczoru kabareciarze opowiadali o początkach swojej kariery, tremie, a także zaserwowali publiczności sporą garść anegdotek ze swoich występów w kraju i za granicami.
Pamiętniki z Rybnika, czyli cykliczne spotkania z artystami z naszego miasta i okolic to kolejna inicjatywa Portu Sztuki. – Te spotkania mają na celu pokazanie wspaniałych osobowości, które w Rybniku i powiecie rybnickim mieszkają. Jest to cykl, który prezentuje perełki naszej ziemi, ludzi wyjątkowych. Cały cykl rozpoczął pan Szołtysek, znamienita postać, która naprawdę o Śląsku wie wspaniałe rzeczy i jest niesamowitym historykiem. Oprócz tego gościliśmy Wiolę Gaszkę, Michała Wojaczka, Marię Budny–Malczewską. Dzisiaj natomiast jest wyjątkowa okazja do spotkania się z Kabaretem Młodych Panów – mówi Mariola Rodzik–Ziemiańska, jedna z organizatorek przedsięwzięcia.
Młodzi i młodsi panowie
Jak się okazuje sama nazwa kabaretu narodziła się trochę przypadkiem. – Tworząc kabaret, chcieliśmy, żeby było profesjonalnie. Postaraliśmy się o wygląd, o stroje, żeby nie były byle jakie. I wszystko było profesjonalne, tylko nasza sztuka nie była jeszcze taka. To z latami przychodziło – mówi skromnie Robert Korólczyk i dodaje – Chcieliśmy też, żeby nazwa dobrze się kojarzyła, stąd skojarzenie z Kabaretem Starszych Panów, który każdy dobrze wspomina i pamięta. – Nie każdy może wie, że początkowo kabaret miał się nazywać Kabaret Młodszych Panów, ale dzięki przeglądarce google znaleźliśmy trzy takie kabarety i nie chcieliśmy się dublować – dodaje Bartek Demczuk
Czy to archeolodzy?
Jak się okazuje samo życie kabareciarzy obfituje w różne zabawne sytuacje. – I tak jest właściwie od początku. Pierwszy nasz skecz powstał np. na ruinach zamku pod Świdnicą w miejscowości Wierzbna. Codziennie chodziliśmy tam, ćwiczyliśmy piosenki i Wojtek miał gitarę w futerale. W końcu okazało się, że mieszkańcy okolicznych miejscowości myśleli, że to archeolodzy przyjechali i tam łopatę noszą – mówi Łukasz Kaczmarczyk. – Ostatnio natomiast mieliśmy taki problem w Niemczech: na tzw. autobanie poszło koło, złapaliśmy kapcia, no i kręcimy korbą, żeby spuścić to koło, ale się nie dało. Odholowaliśmy sobie samochód w końcu dzięki pomocy drogowej, zapłaciliśmy za to ponad dwieście euro i wtedy Mateusz wyszedł z auta i powiedział, „ a spróbujcie w drugą stronę kręcić” i udało się – opowiadają kabareciarze.
Nowy skecz na Ryjku
Publiczność zebraną w restauracji „Pod Tubą” najbardziej interesowało jednak, jak powstają skecze i co sprawia, że są takie śmieszne. – Jak pracujemy nad skeczami? Tak naprawdę różnie. Czasami się tak zdarza, że mnie się uda napisać jakiś monolog, a Łukasz Kaczmarczyk jest specjalistą od piosenek. Ale większość tych scenek opracowujemy razem. Są różne pomysły, a nawet awantury na temat tych skeczy. Bo tak naprawdę bardzo się od siebie różnimy, każdy z nas ma trochę inne poczucie humoru, bardzo różne zainteresowania i musimy potem znaleźć złoty środek w tym. Pochodzimy z różnych miejsc, z różnych rodzin, ale myślimy, że to właśnie działa na plus tego naszego kabaretu, bo każdy gdzieś coś innego przynosi i wnosi – mówi Robert Korólczyk. O to na kim testują swoje skecze kabareciarze odpowiadają krótko. – Na publiczności. Owszem, rozmawiamy z bliskimi na temat tych skeczy, ale nie pokazujemy. To tylko tekst, a tekst bez ludzi, bez osoby, bez postaci jest często taki miałki. Dopiero się sami dowiadujemy na scenie jaką to ma wartość – mówi Robert Korólczyk – Możemy już zapowiedzieć, że wkrótce pojawi się kolejny skecz. Jest już właściwie napisany. Na pewno zagramy go na Ryjku – dodaje. Najbliższy występ kabaretu w Rybniku zaplanowany jest na 21 września.
(m)