Chleba naszego powszedniego - część II
Żona Pawła Auera, Małgorzta była córką Wilhelma Szumbery i Marii z domu Morgała. Dzięki pieczołowitości Agnieszki Auer zachowały się dokumenty i zdjęcia, które – tak jak być powinno w każdej rodzinie szanującej przeszłość i dorobek swych poprzedników – są dobrze opisane.
Małżeństwo Auerów dochowało się dziesięciorga dzieci: Hildegarda (ur. 1920), Eryka (1922), Elżbieta (1924), Urszula (1925), Anna (1929), Małgorzata (1931), Krystyna (1933), Piotr (1934), Hubert (1937) i Walburga zwana pośród najbliższych Lalą (1940). Co można powiedzieć więcej o rodzeństwie Auerów? O Krystynie już wspominaliśmy przy okazji omawiania rodziny przedwojennego redaktora naczelnego „Sztandaru Polskiego i Gazety Rybnickiej” Ignacego Knapczyka. Jego ostatni syn, Mieczysław (mąż Krystyny z domu Auer) zmarł w 4 lipca 2011. Hubert, to mąż naszej rozmówczyni, pani Agnieszki. Z zawodu był elektrykiem. W ślady ojca poszedł Piotr. Z w/w dziesiątki żyją dziś jeszcze Małgorzata, Krystyna i Walburga.
Małgorzata była niezwykle zacną kobietą. Złote serce. Jeśli jej synowa do dziś wyraża się o niej z tak wielką estymą, to nie jest to chyba bez znaczenia. Ponadto żona Pawła Auera okazała się zapobiegliwa jak on sam i jako zabezpieczenie kupiła dla dzieci spore gospodarstwo w Chwałęcicach – to ten zmysł przedwojenny, który wiązał w sobie tradycje rolne, rzemieślnicze i nawet przemysłowe. To nie były „osobne osobności”. Wszystko stanowiło całość. Później, gdy powstawała elektrownia i rybnickie małe morze, część tej ziemi (i to niestety grunty lepsze pod względem agrowartości) znalazła się pod wodą.
Piekarnia prosperowała przed wojną bardzo dobrze. Jaką popularnością cieszyły się wypieki Auerów niech świadczy fakt, że nauczycielki krakowskie, które pracowały w Rybniku, gdy wyjeżdżały do domu na wakacje prosiły, aby przesyłać im chleb z piekarni przy ulicy Żorskiej (potem Marszałka Piłsudskiego).
Niestety, firma Auerów podzieliła los wielu rybnickich w powojennej Polsce. Z całą bezwzględnością zwalczano drobny przemysł, rzemieślników, słynna stała się tzw. bitwa o handel. W 1948 posługując się argumentami podobnymi jak w przypadku Wojciecha Kamyczka piekarnię znacjonalizowano. Do domu dokoptowano lokatorów, mimo że rodzina Auerów była bardzo liczna. Trudno odmówić racji ludziom, którzy po strasznej wojnie zostali bez dachu nad głową i musieli gdzieś mieszkać. Tylko czemu mieszkali tu aż do końca lat 60–tych ub.w.. Czemu w Polsce coś, co np. w Niemczech czy Czechach robiło się i robi w dwa lata u nas trwa dziesiątki lat? Dziwi, fakt, że budowanie idzie u nas najczęściej ślamazarnie. Za to w wyburzaniu mamy mistrzostwo. Tak też się stało z upaństwowioną piekarnią na zapleczu ulicy Powstańców Śląskich 22. W 1979 piekarnię wyburzono. Jej serce – piec, zakopano opodal domu.
„Jak tu zawsze cudownie pachniało świeżym chlebem, prosto z pieca”. Do dziś istnieją takie małe piekarnie nawet w największych metropoliach. Jak to dobrze, że w Rybniku na Łony wciąż istnieje maleńka piekarnia. Jej wypieki codziennie rozchodzą się w mig. Po południu nie ma już czego szukać. Warto jednak szukać śladów po dawnym Rybnika miejskim pejzażu. Przede wszystkim po ludziach, którzy tu kiedyś żyli, twórczo zmieniając miejsce, które przypisał im los, które wybrali, które kochali. Warto, choćby tylko dla kilku tych, którzy kiedyś zajmą nasze miejsce i będą pamiętać o poprzednikach.
Michał Palica