Kara dożywocia dla zabójcy Doroty
Sąd uznał, że oprawcę Doroty Kornas trzeba na jak najdłuższy czas odizolować od społeczeństwa. W środę usłyszał najsurowszą karę jaką przewiduje polskie prawo.
21 września Sąd Okręgowy w Gliwicach skazał na karę dożywotniego więzienia Piotra G. oskarżonego o zamordowanie mieszkanki Boguszowic. To już drugi wyrok przed rybnickim wydziałem okręgówki w tej sprawie. W sierpniu ubiegłego roku ten sam sąd skazał go na karę 25 lat pozbawienia wolności. Rodzice zamordowanej i prokurator odwołali się od wyroku do Sądu Apelacyjnego w Katowicach domagając się dożywocia dla sprawcy. Potężne dowody świadczące o winie Piotra G. spowodowały, że katowicki sąd rozpatrywał jedynie wysokość kary. Sprawa wróciła do rybnickiego wydziału okręgówki, gdzie była ponownie rozpatrywana. W środę Piotr G. został skazany na kare dożywotniego więzienia. – O warunkowe zwolnienie będzie mógł się ubiegać dopiero po 25 latach odbywania kary. Rzadko w sądzie orzekane są tak wysokie kary – mówi sędzia Agata Dybek-Zdyń, rzeczniczka Sądu Okręgowego w Gliwicach. Podczas procesów biegli psychiatrzy zwracali uwagę na dyssocjalne cechy jego osobowości. Ich zdaniem "to taki typ zaburzeń osobowości, który nie poddaje się żadnym terapiom i dlatego, w ich ocenie, ludzi o takich cechach należy po prostu izolować od społeczeństwa". – Jesteśmy zadowoleni z wyroku. Nie zamierzamy się odwoływać – mówi prokurator Jacek Sławik, szef Prokuratury Rejonowej w Rybniku. – O warunkowe zwolnienie będzie mógł się ubiegać dopiero po 25 latach odbywania kary. Rzadko w sądzie orzekane są tak wysokie kary – mówi sędzia Agata Dybek-Zdyń, rzeczniczka Sądu Okręgowego w Gliwicach. Podczas procesów biegli psychiatrzy zwracali uwagę na dyssocjalne cechy jego osobowości. Ich zdaniem „to taki typ zaburzeń osobowości, który nie poddaje się żadnym terapiom i dlatego, w ich ocenie, ludzi o takich cechach należy po prostu izolować od społeczeństwa”. – Jesteśmy zadowoleni z wyroku. Nie zamierzamy się odwoływać – mówi prokurator Jacek Sławik, szef Prokuratury Rejonowej w Rybniku.
(acz)
Bał się, że ktoś ją usłyszy
W niewielkim lasku gdzie znaleziono Dorotę stoi dziś krzyż. Miejscowe dzieciaki czasem wyrywają go dla żartu. Postawił go tu jej brat. Ten sam, który do ostatniej chwili wierzył, że siostra żyje. – Nie znieślibyśmy, gdyby nasze dziecko zaginęło na lata. Dziś mamy jej grób, mamy gdzie składać kwiaty – mówią rodzice zamordowanej studentki.
Stara kaseta VHS. Na niej grupa roześmianych sześciolatków. Zerówka. Wśród gromadki dzieci z boguszowickiego osiedla, sześcioletnia Dorota i jej rówieśnik Piotrek. Ona mieszka przy ulicy Sztolniowej, on przy Armii Ludowej. Normalne rodziny, dalsi sąsiedzi. Czasem ich rodzice na ulicy powiedzą sobie w pośpiechu dzień dobry. Dziś obok tej kasety, na półce leżą inne nagrania. Głównie zapisy programów interwencyjnych poświęconych zaginięciu i śmierci Doroty Kornas. Na nagraniach również mowa o Piotrku. To ten sam z kasety sprzed siedemnastu lat. Z kajdankami i paskiem na oczach w niczym nie przypomina bezbronnego kilkulatka. Sędziowie nie mają wątpliwości. Dla dobra społeczeństwa powinien jak najdłużej przebywać za kratami. – Kiedy wyjdzie będzie miał 48 lat. Tyle co ja teraz – mówi pani Jolanta, nerwowo ściskając różowy, szesnastronicowy zeszyt. Na jednej z gęsto zapisanych stron linijki skrupulatnie wypełnione niewielkimi cyferkami. To kolejne terminy rozpraw. Kornasowie, aby wywalczyć sprawiedliwość tułali się po sądowych korytarzach trzy lata. Wreszcie 21 września Sąd Okręgowy w Gliwicach skazał 23-letniego Piotra G. na karę dożywocia. Kiedy sędzia odczytywała wyrok, na wytatuowanej od niedawna twarzy oprawcy dwudziestolatki nie drgnął nawet jeden mięsień. Dziś na ulicy, jego rodzice spuszczają przed rodzicami Doroty wzrok. Od czasu tragedii nie zamienili ani słowa.
Poniedziałek. 1 września. Godzina 3.50. Pierwsza przebudziła się pani Jolanta. – Idąc do łazienki zauważyłam, że nie ma butów córki. Dorota powinna od kilku godzin być w domu. Coś się musiało stać. Nie spaliśmy już tej nocy – wspomina poranek sprzed trzech lat Jolanta Kornas. Dorota zawsze wracała do domu. – Tak ją wychowaliśmy. Poprzedniego wieczoru zadzwoniła do nas około godziny 22.00, pytając czy może wrócić później. Nie zgodziliśmy się. Rzuciła w słuchawce to swoje charakterystyczne „dobra, jak sobie chcecie”. Zawsze tak mówiła i wracała, udając na drugi dzień obrażoną. Znaliśmy nasze dziecko bardzo dobrze – wspominają rodzice. Tego dnia pani Jolanta musiała iść na rano do pracy. W sklepie, gdzie pracuje nie ma jej kto zastąpić. Ojciec Doroty miał na drugą zmianę do kopalni Jankowice. Nie poszedł. Rozpoczęły się poszukiwania dwudziestolatki. Jedno z boleśniejszych wspomnień ojca, to moment drukowania plakatów z wizerunkiem córki, które sam przygotowywał. To właśnie dzięki nim, rozwieszanym gdzie się da, zdjęcie zaginionej jeszcze wówczas Doroty zobaczyło całe miasto. Przez cały tydzień trwały intensywne poszukiwania. Doroty szukał brat z rodzicami, jej chłopak, przyjaciele, sąsiedzi. – Przez pierwsze godziny myślałam, że ktoś ją gdzieś przetrzymuje, albo ktoś jej czegoś dosypał do napoju i jest jeszcze półprzytomna. Później już zakładałam najgorsze. Matka czuje takie rzeczy – mówi kobieta. Prowadząc poszukiwania na własną rękę, jej rodzina i znajomi nie bagatelizowali żadnej, nawet najbardziej absurdalnej informacji o zaginionej. Jedną z nich były telefony od niejakiego Patryka S., który nocą ściągnął ich na parking przed marketem Real. Tu obiecywał pomoc w ustaleniu miejsca pobytu Doroty sugerując, iż może ona przebywać w środowisku Rosjan lub Ukraińców. Przed sądem młody chłopak przyznał się do zbyt wybujałej wyobraźni. Sędzia kazała mu wyjść z sali.
Adrian Czarnota
Pełny tekst w bieżacym wydaniu Nowin Raciborskich i Tygodnika Rybnickiego