Salamat pagi, czyli dzień dobry
Wspomnienia podróżnika
Druga część relacji z podróży po Indonezji Agi Blazy i Karola Mierzejewskiego (Ka), prosto z Bali. Po znalezieniu dachu nad głową przyszedł czas na zapoznanie się z miejscową kulturą.
Dopiero oswajamy się z językiem, ale bardzo nam zależy, by móc się porozumieć z Balijczykami nie tylko po angielsku. Są bardzo życzliwi i przyjaźni. Pierwszego dnia w obecnym domku, nasz gospodarz zaproponował, że jego córka zabierze mnie do lokalnego marketu. Wyobraziłam sobie najpierw targowisko przy jakimś polu ryżowym, a tu proszę, duży supermarket z wózkami. Niewielu można spotkać tu turystów, raczej sami miejscowi (może dlatego że jest sprytnie schowany miedzy budynkami). Jin Jin, bo tak nazywa się córka naszego gospodarza, nie dość że zawiozła mnie tam na swoim skuterze, to przez ponad godzinę pomagała mi zrobić podstawowe zakupy. Tłumaczyła przy tym co jedzą i jak, czego nie warto kupować. Zależy nam z Ka, by kupować tylko lokalne produkty, więc jej pomoc była bezcenna.
Kulinarne zaskoczenia
Było kilka zabawnych sytuacji. Np. gdy szukałam ryżu, a Jin Jin pokazała mi coś, co przypominało worki z cementem. Uśmiechnęłam się tylko i zapytałam czy nie byłoby jednak mniejszych opakowań (w Ubud planujemy mieszkać tylko miesiąc). A ona z poważną miną pokazuje mi pięciokilowe opakowania i dodaje, że dałoby się dostać jeszcze mniejsze (kilogramowe), ale nie tutaj, a poza tym są dużo droższe. Włożyłam te 5 kg to wózka i zaraz potem popełniłam kolejne faux pas: zapytałam o sól. Do gotowania ryżu przecież potrzebna jest sól! Z niedowierzaniem zapytała czy na pewno dobrze mnie rozumie, czy na pewno chodzi mi o sól... Oni nigdy jej nie używają, tym bardziej do gotowania ryżu. Tym razem, to ona się śmiała. Sól wzięłam, ale do dzisiaj leży zamknięta na półce.
W sierpniu sroga zima
Jin Jin jest mniej więcej w moim wieku, jest piękną Balijka, która porusza się z niesamowita gracja. Obserwuję miejscowe dziewczyny i podziwiam je za spokój, sposób w jaki się poruszają, nawet zamiatając chodniki. Kiedy do naszego pokoju postanowiło zajrzeć ładnych kilkaset mrówek, Jin Jin ze stoickim spokojem pomogła je nam wygonić, tłumacząc przy tym, że to normalne. „Sierpień jest bardzo zimnym (!) miesiącem”. Pociąga przy tym nosem i mówi „dlatego się przeziębiłam, a mrówki próbują szukać ciepłego schronienia”. Dla wyjaśnienia, my z Ka topimy się z ciepła (w nocy około 22 stopnie), a kiedy widzimy Balijczykow w bluzach czy kurtkach, zastanawiamy się czy to z nami, czy z nimi jest coś nie tak. Swoją drogą ciekawe jak to jest na Bali kiedy są te „ciepłe” miesiące. Czas pokaże… Póki co żyjemy ich rytmem: spokojnie, bez pośpiechu. Nie mamy telewizora, komputera, zwyczajnie chodzimy na spacery, gotujemy i przegadujemy kilka godzin dziennie. Bardzo mi się to podoba. Po prostu ze sobą jesteśmy i co najważniejsze, mamy na to czas.
Kawa jak kawa
Minął już ponad tydzień odkąd wyruszyłam z Rybnika, a czuję, jakby to był co najmniej miesiąc. Nasuwa mi się w związku z tym parę przemyśleń. Wiem już czego muszę się tutaj nauczyć: na pewno języka i umiejętności targowania się o wszelkie ceny (powiedzenie dwóch słów po indonezyjsku automatycznie obniża cenę). Już za to nauczyłam się na przykład pić kawę po balijsku… hmm w dwóch słowach? Kawa parzona – nic specjalnego, ale da się pić bez mleka, a tego bałam się najbardziej. Tak na marginesie faktycznie, ceny wszelkiego nabiału, w tym przede wszystkim mleka to katastrofa. Oswajam się z ruchem ulicznym, przestaję słyszeć ciągłe klaksony, a zaczepki miejscowych namawiających na taksówkę przyjmuję ze spokojem i uśmiechem. Coraz częściej przypominają mi się Włochy (te południowe). Ok, jest tu mniej cywilizacyjnie, ale chaos, gorąc i gwar są wspólne.
Aga Blazy – często wyrusza z Rybnika (uparcie do niego wraca). Dużo się uczy od dzieci i ciągle próbuje je przekonać, że są artystami. Inspirują ją ludzie. To dzięki nim tworzy gniazdka, przestrzenie, w których wykluwają się twórcze pomysły. Ma przyjaciół w wieku od kilku miesięcy do kilkudziesięciu lat. Uwielbia liguryjską focaccię, wszystkie odcienie szarości, wodę w każdej postaci (zwłaszcza śnieg) i swojego faceta w kuchni. Z tymże narzeczonym Karolem Mierzejewskim, nazywanym w relacjach pieszczotliwie Ka, obecnie mieszkają na Bali, gdzie pracują i kształcą się. Swoje przeżycia z pobytu na Bali opisuje na blogu www.agablazy.com.
Dalszy ciąg relacji z pobytu Agi Blazy i Karola Mierzejewskiego w Indonezji w kolejnych odcinkach „Wspomnień podróżnika”.
Aga Blazy