Rybnicka Kanada – nie pachnąca żywicą
Kilka tygodni temu odwiedziliśmy dzielnicę Meksyk.
Tym razem udajemy się w obszar Klonowego Liścia. I to znowu w Rybniku! Mówi się, że to największe miasto na świecie, bo „sie ciongnie od Meksyko do Maroko. Ino się zapomino, że po drodze jest Kanada”.
Nie istotne są kierunki magnetyczne. Istotny jest czas i ludzie z nim związani. Ten czas, jak w przypadku ulicy Listopadowej – Mażewskiego, to lata 20–te ubiegłego wieku. Na Jankowickiej jednego z bliźniaków już nie ma. Leci tędy szosa łącząca Wodzisławską z Chwałowicką. Ciekawe ilu z nas choć przez moment przejeżdżając tędy pomyśli o ludziach, którzy tu żyli, o sprawach, które ich zajmowały. Osobiście biję się w pierś.
Spotykamy się z panią Wandą. Jak większość, mówi, że nie pamięta wiele... Urodziła się 20 maja 1927. Ciut starsza niż domek, w którym zamieszkali jej rodzice. Pani Wanda wciąż prowadzi własny biznes! Mało tego, za domkiem pielęgnuje piękny ogród. Wspomina kota, który towarzyszył jej przez 15 lat. Morus, pewnie wierny był jak Bunia, która nie odstępuje pana Alojzego Frosa. Domki w Kanadzie może lekko różnią się od tych w Meksyku. Żeby to stwierdzić – potrzeba do tego fachowców. Jedno jest to samo – ciepło.
Wanda Holona, córka Franciszka Wesołego i Marii z domu Nadolny bardziej żyje „dniem dzisiejszym” niż wczorajszym. Niemniej jednak zachowała w swej pamięci wiele. Jak spora liczba „przedwojennych” ludzi podchodzi do wspomnień ostrożnie – nie chodzi o to, aby zaszkodzić sobie. Ta „doraźniejszość” niejako wymuszana na nas wydaje się jednym z polskich nieszczęść. Świadectwem jest książka kogoś, kto tutaj żył. Wróćmy jednak do rodziców pani Wandy. Franciszek Wesoły urodził się 15 marca 1898, jego żona Maria z domu Nadolny 11 listopada 1902. Franciszek pochodził z rodziny wielodzietnej (ktoś z rodzeństwa pozostał we Francji). Rodzice Wandy, to jak moja mama „pyry”. Franciszek w czasie I wojny został wzięty do niewoli. Kiedy wrócił z Syberii od razu wziął udział w powstaniu wielkopolskim. Zanim to jednak nastąpiło przeżył coś niesamowitego. Otóż Rosjanie mieli go z innymi rozstrzelać. Młody chłopak w akcie desperacji w ostatniej chwili rzucił się w wysokie zboże. Udało się. Ocalił życie. Zawsze podkreślał, jak bardzo pomogli mu miejscowi. Wielka ruska dusza i szczęście. Marię poślubił 9 sierpnia 1926 w Starym Bojanowie pow. Kościan.
Przy Jankowickiej stoją dwie kamienice. Mają swe historie. O tej ulicy już kiedyś pisaliśmy. W powojennych czasach zaciszna. Dziś przez łącznik, który się w nią wdarł już nie. A jednak spokój domków, które przy niej stoją pozostał niezmienny. Jak w opisie Szejnert. Dom i ogródek. Czy trzeba czegoś więcej ? Dom, przydomowe prace, wypoczynek. Mama pani Wandy potrafiła na dodatek domowy budżet zasilić szyciem.
Jak w innych tego typu rybnickich osiedlach większość mieszkańców stanowili „kolejorze”. Także ojciec pani Wandy był pracownikiem PKP. Zaczynał jako maszynista, kończył jako pracownik administracji. Jego rodzinny dom, to cztery pokoje i kuchnia. Nie musimy się tu rozpisywać, bo doskonałość samą w sobie stanowi opis w „Czarnym ogrodzie”. Jeśli chodzi o opłaty, to miesięczna rata stanowiła odczuwalne obciążenie – 60 zł. Niemniej Kanada dysponowała jednymi z większych domków. Opalane były oczywiście węglem. Pobliski wiadukt nie stanowił problemu dla uszu, bo przejeżdżających pociągów było mało.
Jak czytamy w jednej z „rybnickich” książek pewien kolejarz dowiedział się latem 1928 , że w Rybniku województwo buduje domki–bliźniaki. Z miejsca postanowił przenieść się tu z Mikołowa. Przy tym z kasjera awansował na księgowego PKP. Klucze do domku odebrał 1 października 1929. Jak pisze autorka spłata miesięczna rozłożona była na 30 lat, po czym domek stawał się własnością spłacającego, po nim spadkobierców. Pięć domków stało przed wiaduktem, dwa za nim.
Pani Wanda chodziła do „Jedynki”. Miło wspomina tę szkołę. Zapytana, przypomniała sobie także kolejowe przedszkole – niemal pod wiaduktem chwałowickim (za starą kamienicą) – powstało w początku lat 30–tych ub.w. Jeszcze przed rozbudową rybnickiego dworca PKP. Było nowoczesne. Z salką gimnastyczną, ogrodem, boiskiem i całą infrastrukturą. Inne wtedy było życie. Pani Wanda wciąż wspomina, jak śpiewała w chórze kolejowym. Jak chodziła z mamą do sklepu kolejowego na Gliwickiej, potem na 3 Maja. Z sąsiadów pamięta Kąkolów, bo przecież to także rodzina kolejarska.
Domki mają położenie południe–północ. Zbudowane ok. 200 metrów od Nacyny. Wtedy czystej jak tylko Bóg pamięta. Czego chcieć więcej. Dom – ogród – mała hodowla – rzeka, a w niej niczym nieskażone ryby. Potem, przy sobocie po robocie wspólny śpiew na chwałę Panu i ku własnej przyjemności.
Michał Palica