Towarzystwo odpowiada na zarzuty
Po publikacji tekstu „Co dalej ze schroniskiem dla matek?” z redakcją skontaktowali się pracownicy Towarzystwa Św. Brata Alberta w Rybniku.
– Część podawanych przez rzecznika informacji to bzdury – mówi Andrzej Cacak, kierownik Schroniska im. św. Brata Alberta w Przegędzy.
Gminie chodzi o pieniądze
Członkowie towarzystwa uważają, że nie o względy bezpieczeństwa gminie chodziło, a o pieniądze. – Druga umowa, którą nam przedstawiono, opiewała na czynsz w wysokości 10 tys. zł rocznie, dlatego nie mogliśmy jej podpisać – referuje Cacak. – Wtedy też dla gminy przestaliśmy być stroną w rozmowach – dodaje. Cacak żali się też, że nikt nie mówił o renegocjacji warunków umowy, gdy rozpoczynali remont schroniska w Czerwionce–Leszczynach. Przypomnijmy, w po skrupulatnej kontroli w 2009 roku (po głośnym pożarze hotelu socjalnego w Kamieniu Pomorskim), strażacy zarządzili zamknięcie schroniska w gminie. – Zobowiązaliśmy się wykonać remont i przystosować obiekt – komentuje Cacak. 28 maja 2010 roku władze gminy wypowiedziały jednak towarzystwu umowę najmu. – Pół roku od decyzji o zamknięciu faktycznie opuściliśmy obiekt. Musieliśmy znaleźć zastępcze miejsca dla podopiecznych – komentuje Cacak. Od tego czasu zaczęły się problemy. – Remont wykosztował nas łącznie ok. 345 tys. zł. Tak szacujemy. A okazało się, że nowa umowa, którą gmina nam podsuwa, jest nie do przyjęcia – dodaje kierownik schroniska.
Nieścisłości rzecznika
Cacak wskazuje także błędy w informacjach przekazanych nam przez rzecznika urzędu przy okazji przygotowywania materiału do ostatniego numeru TR. – Remont kosztował prawie 350 tysięcy, a nie 200, jak sugeruje to pani Piórecka–Nowak. Ostatnie stawki wynosiły 540 zł dla matki oraz 270 zł dla dziecka, a nie – jak sugeruje rzecznik – 750 i 375. Te ostatnie kwoty to były nasze sugestie w związku z ponownym otwarciem obiektu, nigdy ich jednak nie wprowadzono. Nie wiemy, skąd też pani Piórecka–Nowak wzięła informacje, że zatrudniano tam nowych pracowników. Nic takiego nie miało miejsca – tłumaczy Andrzej Cacak. Zdenerwowanie wywołała także sugestia, że zlekceważono decyzję o zamknięciu i przyjmowano kolejne matki z dziećmi. – Ostatnie skierowanie podopiecznej zostało nam przekazane 8 lutego 2010 roku. A organem kierującym tę kobietę była gmina Czerwionka–Leszczyny – denerwuje się Cacak. Okazuje się więc, że sprawa ma więcej, niż jedno dno.
Gmina odbija piłkę
Inną wizję problemu przedstawia burmistrz Czerwionki–Leszczyn, Wiesław Janiszewski. – Mnie nie interesuje, co było kiedyś, a co jest teraz – tłumaczy włodzarz gminy. – Mnie interesuje, że nasze podopieczne nie miały się gdzie podziać, że w umowie wyraźnie zapisane było, że najmujący zobowiązany jest do utrzymania dobrego stanu technicznego budynku, z wszystkimi normami – dodaje. Janiszewski nie zgadza się też kategorycznie z stwierdzeniem, że gminie chodziło o pieniądze. – To nie ja wysłałem tam straż na kontrolę, to nie w mojej gestii leżał też odbiór tego budynku, gdy był przygotowywany pod działalność towarzystwa. Nie można tej sprawy odwracać jak kota ogonem. Gminie zależy tylko i wyłącznie na dobru potrzebujących matek i dzieci, a skoro towarzystwo nie było w stanie go zapewnić, spróbujemy to zrobić inaczej, bez jego pomocy – kończy Janiszewski. Burmistrz potwierdził też zapewnienia, że gmina gotowa jest wypłacić towarzystwu równowartość poniesionych podczas remontu kosztów. Dalsze losy sporu toczą się na sali sądowej i jak na razie funkcjonowanie domu dalej jest zawieszone.
(mark)