Łowcy nieszczęść czekają na twój wypadek
Październik. Nad łóżkiem mężczyzny z połamanymi nogami kłócą się dwie kobiety. Chodzi o pieniądze, ale o te w polisie sprawcy wypadku. Obie zwietrzyły łatwy zarobek, przekonują, że pacjent nie da sobie sam rady. W końcu jedna z nich, z troską pomaga osłabionemu złożyć podpis na umowie. Powyższy obrazek, to nie scena z filmu a codzienność na oddziale ortopedii Szpitala Rejonowego w Raciborzu.
Są czulsi niż rodzina i wrażliwsi niż najtroskliwszy lekarz. Pochylają się nad połamanymi i ze współczuciem słuchają o ich wypadkach. Niektórzy zostawiają wizytówkę, inni kładą na kołdrze umowę i domagają się podpisu. Przedstawiciele firm odszkodowawczych, bo o nich mowa, zjawiają się na oddziale zaraz po przywiezieniu pacjenta z wypadku. Często zanim lekarze zdążą założyć gips. Niektórych przyprowadza szpitalny personel.
Nie wiedziałam, co podpisuję
Pani Jadwiga trafiła na oddział chirurgii urazowo–ortopedycznej raciborskiego szpitala z końcem października. – Było południe, jechałam na rowerze. Chciałam skręcić w lewo, wjechał we mnie kierowca osobówki – wspomina feralny dzień mieszkanka powiatu raciborskiego. Poturbowana, ze złamaną ręką i ogólnymi obrażeniami trafiła do raciborskiego szpitala. Obolałą kobietą zainteresowała się pielęgniarka z oddziału. – Powiedziała, że ma znajomą, która zajmuje się takimi sprawami i na pewno mi w tym pomoże. Byłam zdumiona, skąd się tak szybko tam znalazła. Czekałam dopiero na założenie gipsu, a już przede mną leżała umowa. Podpisałam ją na łóżku, nawet nie czytając. Wszystko mnie bolało – wspomina kobieta. W umowie pacjentka zgodziła się na przekazanie sprawy firmie odszkodowawczej w zamian za 18 proc. odszkodowania. Podpisała również zgodę na karę w wysokości 800 złotych, gdyby odstąpiła od umowy. Miesiąc wcześniej do szpitala trafił pan Kamil. W wypadku komunikacyjnym doznał złamania dwóch nóg i reki. Do dziś chodzi o kulach. – Najpierw pojawiła się jedna pani, którą poleciła pielęgniarka z oddziału, a chwile później druga, z innej firmy. Zaczęły się o mnie wykłócać, która ma się zająć moją sprawą – wspomina mężczyzna. Pan Kamil podpisał umowę z ta samą firmą, co pani Jadwiga, warunki te same – 18 proc. prowizji i 800 złotych ewentualnej kary.
Proszę się nie martwić
Pod niekorzystnymi umowami podpisywanymi na szpitalnym oddziale raciborskiego szpitala widnieje pieczątka firmy Debitum z Radlina. Firma zarejestrowana jest na Tomasza S., jednak w szpitalu zawsze pojawiała się w jego imieniu kobieta. Brunetka w okularach – tak ją zapamiętali świadkowie, z którymi rozmawialiśmy. Dzwonimy do firmy Debitum i podajemy się za połamanego w wypadku. Odbiera kobieta, po chwil przedstawia się jako Katarzyna S. Dowiadujemy się, że jest żoną właściciela firmy. To ona odwiedza raciborski szpital. Pytamy, czy warto powierzyć im swoją sprawę. – Działamy od lat na terenie całego kraju. Mamy doświadczenie, wszystkim się zajmiemy – słyszymy w słuchawce zapewnienia.
W szpitalu mała kasa
Skąd Katarzyna S. wie kiedy do szpitala przywożone są ofiary wypadków? Jak ustaliliśmy, Katarzyna S. mogła otrzymywać informacje od personelu pielęgniarskiego, a konkretniej od Zuzanny M. pielęgniarki z oddziału chirurgii urazowo–ortopedycznej. Ujawniamy się podczas drugiej rozmowy z przedstawicielka Debitum. Pytamy o pielęgniarkę. – Ja sama przyjeżdżałam na oddział i pytałam o ludzi po wypadkach i szukałam połamanych – broni się Katarzyna S. – Wszystko odbywało się zgodnie z prawem, nikt nikogo do niczego nie zmuszał, zresztą umowy zostały już rozwiązane. W szpitalach są za małe pieniądze, teraz zajmujemy się czymś innym – mówi z rozbrajająca szczerością przedstawicielka firmy zajmującej się odszkodowaniami.
To moja rodzina
Dzwonimy do dyrektora szpitala. – Nic nie wiem o takich praktykach na oddziale. Jeśli rzeczywiście ktoś z personelu pośredniczy w tego typu transakcjach, jest to niedopuszczalne. Gdybym się dowiedział, że coś takiego ma miejsce, wyciągnąłbym konsekwencje – zapowiada Ryszard Rudnik, dyrektor szpitala. Jednak nasze dziennikarskie ustalenia nie pozostawiają wątpliwości, że obie panie blisko ze sobą współpracowały. Katarzyna S. choć obecnie mieszka w Radlinie, pochodzi z tej samej gminy co Zuzanna M. Ojciec Katarzyny S. grał w weselnym zespole, gdzie śpiewała M. Obie panie również nie kryją swojej znajomości na internetowych portalach społecznościowych. Drukujemy zdjęcia obu pań i pokazujemy pacjentom. To strzał w dziesiątkę. Wszyscy rozpoznają osoby na zdjęciach. „Nie uważa pani, że to nieetyczne przyprowadzać na oddział swoja znajomą i podsuwać takie umowy pacjentom, którzy są jeszcze w szoku?” – pytamy Zuzannę M. – To nie znajoma tylko rodzina – mówi pielęgniarka. – Nie widzę w tym nic złego, skoro ta działalność jest legalna. Znam tę osobę i wiem, że jest uczciwa. To było tylko kilka umów. Nie otrzymywałam z tego tytułu żadnych korzyści. Proszę zainteresować się innymi firmami, od których codziennie się nie mogą odpędzić pacjenci, na przykład firmą Votum, która jest tu codziennie – mówi zdenerwowana Zuzanna M.
Postawcie strażnika
Sprawa firmy Debitum to tylko wierzchołek góry lodowej, a przez oddział mają się przewijać tłumy przedstawicieli kancelarii prawniczych. Wspomniana firma Votum ma biura w całej Polsce. W Raciborzu pojawiają się pracownicy z gliwickiego oddziału, jednak jak zapewnia dyrekcja, działają z wyczuciem. – Każde biuro ma swoje metody działania, ja osobiście dbam, aby w naszym oddziale nasi pracownicy działali z klasą. Jeśli pojawiają się w szpitalu to zostawiają wizytówkę, a formalności załatwia się później. Takich firm jest w Polsce blisko tysiąc. Raciborski szpital odwiedza najprawdopodobniej kilkanaście osób z tej profesji. Niestety część z nich wystawia tej branży fatalną opinię – mówi nam Ewa Jagła, szefowa gliwickiego oddziału Votum. Co na to ordynator? – Jak pan chce, może pan postawić przy wejściu na oddział strażnika – mówi Roman Urbańczyk, ordynator oddziału na którym firmy łowią klientów w gipsie. – Prawda jest taka, że w godzinach odwiedzin na oddział może wejść każdy. Również każdy ma swój rozum i powinien przeczytać, co podpisuje – kwituje szef oddziału chirurgii urazowo–ortopedycznej.
Rozmówcy, którzy przekazali nam swoje umowy, nadal wymagają opieki lekarskiej i z tego powodu ich prawdziwe imiona oraz nazwiska pozostały jedynie do wiadomości redakcji.
Adrian Czarnota