Co mieszkańcy fundują władzy i urzędnikom
Urząd gminy to nie tylko państwowe posady i pensje.
CZERWIONKA–LESZCZYNY. Oprócz pensji pracownicy administracji publicznej w całej Polsce mają jeszcze dodatkowe przywileje. Najczęściej dodatkiem do pensji jest służbowy samochód i telefon. Podobnie jest w Czerwionce–Leszczynach. O ile jednak w wielkich miastach władza wciąż wozi się luksusowymi „furami”, korzysta z komórek bez limitów oraz chwali się laptopami za pieniądze podatników, włodarze i urzędnicy w Czerwionce–Leszczynach luksusów nie mają. co nie oznacza, że pracownicy czerwioneckiego magistratu nie mają żadnych gratisów. Jest auto, limit na paliwo i komórki.
Służbowe cztery kółka
Burmistrz Wiesław Janiszewski do dyspozycji ma służbową skodę superb. – Oczywiście pan burmistrz wykorzystuje samochód w ramach wykonywania obowiązków służbowych. Często też podróżując służbowo, korzysta ze swojego prywatnego samochodu – podkreśla Hanna Piórecka–Nowak, rzeczniczka urzędu w Czerwionce–Leszczynach. Służbowy samochód nie ma jednak służbowego kierowcy. Włodarz gminy niejednokrotnie sam zasiada za kierownicą, czasem w ramach godzin pracy miejsce kierowcy zajmuje strażnik miejski. Wiesław Janiszewski nie jest samolubem i dzieli się autem z innymi – głównie z pozostałymi członkami kierownictwa urzędu. – Jednak ze służbowej skody korzysta również każdy urzędnik, który musi pilnie załatwić jakąś sprawę dla gminy – informuje rzeczniczka. Samochód został wyprodukowany w 2007 roku. Miesięcznie magistrat na paliwo do skody wydaje 400–500 zł. Dodatkowe około 2 tys. zł rocznie pochłaniają inne koszty eksploatacyjne. – M.in. drobne naprawy, wymiana oleju, przeglądy, ubezpieczenie – wylicza Hanna Piórecka–Nowak.
Prywatnym autem też można
Zarówno szpica magistratu jak i urzędnicy dostaną zwrot kosztów za używanie samochodów prywatnych. – Tylko jeżeli auto jest używane do celów służbowych. Są ustalone limity i stawki za kilometr – oznajmia rzeczniczka. W Czerwionce–Leszczynach limity kilometrów wynoszą od 100–300 km dla pracownika. Za każdy kilometr przysługuje mu odpowiednia stawka. Tą określa rozporządzenie ministra i odpowiednio wynosi ona 0,5214 zł dla samochodu o pojemności silnika do 900 cm3 oraz 0,8358 zł dla auta mającego pojemność silnika powyżej 900 cm3. Ale, żeby nie było tak pięknie, jak by się mogło wydawać w ramach cięcia kosztów burmistrz Wiesław Janiszewski zmniejszył te stawki do 60 proc. – Jeżeli więc ktoś dysponuje samochodem osobowym o pojemności powyżej 900 cm3 nie dostanie 0,8358 zł za 1 km tylko 0,5015 zł brutto czyli jej 60 proc. Za przejechanie samochodem prywatnym w celach służbowych w ciągu miesiąca 100 km pracownik otrzyma 50 zł brutto, a więc około 40 zł na rękę – wyjaśnia Hanna Piórecka–Nowak.
Każdy kilometr pod kontrolą
Ryczałty samochodowe w czerwioneckim urzędzie przyznane zostały 19 osobom, które używają własnych aut do celów służbowych. Z każdym jest zawarta umowa określająca warunki korzystania z niego. Dodatkowo na koniec miesiąca każdy pracownik, któremu przyznano ryczałt musi się dokładnie rozliczyć z faktycznej ilości dni, w których korzystał z samochodu prywatnego do celów służbowych. – Określa ile dni przebywał na urlopie, w delegacji, na zwolnieniu lekarskim, ile dni przebywał w pracy, a nie dysponował samochodem do celów służbowych. Wtedy o te wskazane ilości dni pomniejsza się przyznaną mu miesięczną kwotę ryczałtu – oznajmia rzecznika.
Burmistrz nie jest gadułą
Bonusem do pensji jest również telefon służbowy. W czerwioneckim magistracie służbowymi komórkami dysponuje 20 pracowników. To kierownictwo urzędu, naczelnicy kilku wydziałów, komendant straży miejskiej, rzecznik prasowy, informatyk oraz sekretariat urzędu. Każdy z nich ma przydzielony określony limit połączeń w abonamencie. Są one zróżnicowane i wynoszą od 40 do 230 zł. Najmniejszy, 40 zł limit ma 10 pracowników. Miesięcznie z gminnego budżetu na rozmowy telefoniczne idzie około 2 tys. zł. – Nie wszyscy pracownicy wykorzystują te limity. Raz w miesiącu dany pracownik wykonał rozmowy za 28 zł, a w kolejnym za 47 zł – mówi rzeczniczka. Burmistrz Wiesław Janiszewski nie jest gadułą. W ciągu całego minionego roku „wygadał” około 2,2 tys. zł. W ramach umowy z operatorem bezpłatne są połączenia pomiędzy telefonami służbowymi pracowników. Kilka lat temu na służbowym telefonie „przejechała się” sekretarz miasta Knurów. Urzędniczka straciła stanowisko, bo przez służbową komórkę wygadała 40 tys. zł. Okazało się, że nałogowo wydzwaniała do wróżki w sprawie wygrania wyborów przez prezydenta. – U nas nie ma żadnych sensacji telefonicznych. Nikt z nas nie dzwonił i nie wydzwania do wróżki – zapewnia Hanna Piórecka–Nowak. Jak dodaje nie ma szans, żeby urzędnik przez służbowy telefon załatwiał swoje sprawy prywatne. Łamanie zasad nie jest opłacalne. Może się skończyć naganą, a wygadane pieniądze i tak trzeba zwrócić. Zasada dotyczy zarówno komórek jak i telefonów stacjonarnych. W tym celu są prowadzone wyrywkowe kontrole bilingów połączeń. Jeśli wśród wybieranych numerów znajdą się połączenia prywatne pracownicy zostaną odpowiednio podliczeni i odesłani z kwitkiem do kasy, żeby za nie zapłacić.
Małgorzata Sarapkiewicz