Ja i Jezus stanowimy większość, więc nie ma się czego obwiać
Ojciec dr Bogdan Kocańda z Zakonu Braci Mniejszych Konwentualnych. Dyrektor Domu Formacyjno – Edukacyjnego w Rychwałdzie k. Żywca. Rekolekcjonista i były egzorcysta. Od 4 do 7 marca prowadził rekolekcje w Parafii Wniebowzięcia NMP w Wodzisławiu.
To, że w kościołach jest mniej ludzi nie świadczy o tym, że jest gorzej. Ciągle jest wielki głód Boga, życia w szczęściu – mówi Ojciec dr Bogdan Kocańda, rekolekcjonista i były egzorcysta, który dwa tygodnie temu prowadził rekolekcje wielkopostne w Parafii Wniebowzięcie NMP w Wodzisławiu.
– Rafał Jabłoński: Przygotowanie i poprowadzenie skutecznych rekolekcji wydaje się zadaniem karkołomnym. Ma ojciec jakiś sposób na dotarcie do ludzi?
– Ojciec dr Bogdan Kocańda: Jadę na rekolekcje, by odpowiadać na ich pytania. Ludzie stawiają ich mnóstwo w różnych okolicznościach, chociażby w konfesjonale. Bardzo często pojawia się w ludziach lęk, niepewność, samotność czy cierpienie. Moim zadaniem jest stworzenie warunków, w których Duch Święty to przemieni. Staram się być skutecznym narzędziem i wychodzić podczas moich konferencji poza obszar pasyjny, poza obszar Męki Pańskiej. Na przykładzie Jezusa Chrystusa chcę pokazywać uczestnikom rekolekcji jaką drogą należy podążać, by się wyzwolić z lęków i cierpienia duchowego. Dobrze gdy to doświadczenie pozwoli im odnaleźć swoje miejsce w Kościele i w nim działać. Zależy mi na tym, aby ludzie zrozumieli, że Kościół jest naszym domem, a nie instytucją.
– Nie jest to chyba łatwe. Po drugiej stronie stoją setki osób często przypadkowych.
– Oczywiście efekty nie są tak spektakularne jak w przypadku rekolekcji zamkniętych organizowanych w domach rekolekcyjnych dla małych grup. Moje doświadczenie pokazuje jednak, że Chrystus działa także z dużą mocą podczas rekolekcji parafialnych. Ludzie chcą słuchać i reagują na Słowo.
– W jaki sposób? Skąd ojciec wie, że to co mówi jest interesujące, że ma sens?
– Po pierwsze, widzę reakcję ludzi na ich twarzach. Można zauważyć czy się nudzą, są zapatrzeni w mówiącego, czy reagują wzruszeniem, płaczem. Po drugie, reakcji ludzi można doświadczyć w konfesjonale. Tam mówią, co przeżywają podczas rekolekcji. Wielu po latach wraca do Chrystusa. Po trzecie w końcu, ludzie chcą rozmawiać o swoim życiu. Przychodzą na probostwo, siadamy i rozprawiamy o poważnych, często trudnych sprawach. Przychodzą po pomoc. Robię co mogę, by ją tutaj znaleźli. Poza tym rodzą się piękne inicjatywy. Jest wielu ludzi, którzy pod wpływem nauki rekolekcyjnej postanawiają zaangażować się w życie parafii. Również i tutaj to się stało. Być może już po wakacjach w tej parafii odprawiane będą msze o duchowe uzdrowienie człowieka. To wielka sprawa.
– Czyli nie brakuje tych, którzy chcą słuchać.
– Nie brakuje. Są gotowi przyjmować Słowo Chrystusa. Zauważam, że dzisiaj ludzie są bardziej wymagającymi słuchaczami niż przed laty. Są praktyczni. Chcą konkretnych odpowiedzi. Nie wystarczy już wyjść z gitarą do ludzi. Najważniejszy jest autorytet, słowo które pobudza i pomaga przemieniać życie, ukierunkowuje na konkretne działanie, na praktykę.
– Wrażenie robią szokujące przykłady z życia, opowiadanie o dramatycznych przeżyciach innych. Często ojciec o tym mówi?
– Nie lubię szokować i raczej takich praktyk nie stosuję. Staram się jednak, by moja nauka, a w zasadzie nauka Chrystusa nie polegała jedynie na spotkaniu w miłej atmosferze. Aby ludzie nie powiedzieli, że przez trzy dni rekolekcji było „fajnie” i na tym koniec. To musi trwać dłużej. Najważniejsze, by dokonała się przemiana serc. Nawrócenie po pierwsze to zmiana życia z niemoralnego na moralne, czyli zerwanie z grzechem, aby żyć w prawdzie. Po drugie to przemiana myślenia a nie tylko jednorazowe przeżycie. Mam wejść w radość Chrystusa, poznać Jego wolę, stanąć w Jego świetle, wówczas chrześcijanin staje się „lumen Chrysti” i będzie świadkiem dla innych.
– Nie ma ksiądz czasem dość widząc, że w kościołach jest coraz mniej ludzi, a Palikota popiera ponad 10% wyborców?
– To, że w kościołach jest mniej ludzi nie świadczy o tym, że jest gorzej. Ciągle jest wielki głód Boga, życia w szczęściu. Nie chodzi przecież o powierzchowność, ale rzeczywiste doświadczenie Boga. Tu dochodzimy do problemu żywej wiary. Mówimy o budowaniu zaufania do Chrystusa, o zaangażowaniu w życie wspólnoty. Przyszło nam żyć wśród grzesznych, sami jesteśmy grzesznikami, co nie znaczy, że musimy się skupiać na naszych słabościach. Liczy się moja żywa relacja z Chrystusem.