Koty kocha nad życie
Jedenastka kotów po przejściach pod dobrą opieką.
Punktualnie o godz. 11.30 z jednego z bloków na osiedlu Nowiny wychodzi drobna kobieta z dużym wiklinowym koszykiem. Codziennie. Wszystko z miłości do zwierząt.
Pani Maria Folgier wychodzi tak ze swoim koszykiem od 10 lat. Jesienią wielu pyta, czy grzybobranie się udało. To jednak nie o grzyby chodzi. Po przejściu kilkuset metrów pani Maria wchodzi na teren łąk, a w końcu działek. Tam czeka już na nią spora gromadka: cztery kocury i siedem kotek. W tym momencie określenie „kocia mama” nabiera prawdziwego znaczenia. Koty na zawołanie wyskakują z trawy, schodzą z drzew. – Zawsze się śmiejemy, że choć nie mają zegarka, nigdy się nie spóźniają. Chodzą przecież swoimi drogami – rozpoczyna swoją opowieść pani Maria. Koty nie są jej. Część z nich ma swojego właściciela, który jednak ze względu na duże zabieganie, nie ma czasu na codzienne zajmowanie się swoją działką, a przez to także zamieszkującymi tam kotami. Do opieki nad czworonogami zmobilizował ją mąż, który czasami ją zastępuje.
Koty to szczęściarze
– To Pusia, Niunia, Ciaprok, Mindzia, Cacka, dwa Buraski, jeden Łajza, a to jest Łapunia. Każdy ma swoje imię, choć dwa się powtarzają. Najwierniejszy jest Ciaprok, który swoje imię zawdzięcza temu, że od małego wchodzi nogami do miski z jedzeniem. Zawsze pierwszy czeka na mnie i potem mnie odprowadza. Karmię je dwa razy dziennie, rano i w południe. Rano przychodzi zawsze wszystkie jedenaście, bo są głodne po nocy. Przed południem przychodzi ich mniej, bo część już chodzi gdzie indziej – mówi zadowolona pani Maria, sypiąc do miski karmę. Kociaki krążą wokół, przyjaźnie mrucząc. Ciaprok nawet wita się miauczeniem. Pani Maria codziennie robi przegląd kociaków, szczególnie narzekając na kleszcze. – Łajza cały czas randkuje, szczególnie wiosną. Mamy także tutaj inwalidę. Przybłąkał się sam, początkowo bał się podejść. Zostawiałam mu więc jedzenie na odległość. Tak się zaaklimatyzował, ale nadal wie, że jego miejsce jest z boku stada. Zawsze, jak przychodzę, leży na krześle. Musiał wcześniej wpaść w sidła, bo nie ma jednej łapki. To szczęściarz, tu mu dobrze – zapewnia pani Maria.
Otwierajcie okna na zimę
Kiedy już koty zjedzą swoją karmę, to co zostanie Maria Folgier zabiera z powrotem, zostawiając jednocześnie na osiedlu dla innych głodnych kotów. Przed wyjściem z działki jest jeszcze czas na pieszczoty. – Koty dzięki właścicielowi są wysterylizowane, także te pozornie bezpańskie. Dzięki temu już się nie rozmnażają, choć i tak znaczna część jedenastki to rodzina. Koty mnie uspokajają, przychodzę tutaj odetchnąć i nabrać energii. Nie rozumiem ludzi, którym przeszkadza to, że dokarmiam koty. W ubiegłym roku trzy koty padły, bo zostały otrute. Przecież te zwierzęta w niczym nie przeszkadzają. Ubolewam też strasznie nad tym, że na osiedlu zostały wytrute wszystkie bezpańskie koty. Apeluję jednocześnie do administracji, aby na zimę otwierane były okienka w piwnicach, aby biedne zwierzęta miały się gdzie schronić. One same sobie nie poradzą, a tylko my możemy im pomóc. Nikomu nie zawiniły, więc dlaczego mają cierpieć – mówi dobroduszna mieszkanka Nowin. Dla wielu mieszkańców osiedla, znających panią Marię, jej postawa jest godna naśladowania, co pozwala stwierdzić że rybniczanie kochają zwierzęta.
Szymon Kamczyk