Ćwierć wieku z Carrantuohill
Odsłona 15 – Początek Carrantomanii.
W jednym z wywiadów z ostatnich lat ubiegłego wieku Adam Drewniok odpowiadając na pytania Dariusza Babczyńskiego z pisma artystycznego „Plama” mówił z przekonaniem: „[…] Generalnie jest tak, że jedziemy na imprezę i mówimy, że będzie przynajmniej pięciu facetów, którzy będą się dobrze bawić i zawsze myślimy wtedy o sobie.
[…] Tak samo naszym prawem było wybrać rodzaj muzyki. Mogliśmy wybrać country i jeździć do USA, tam się pokazywać. Wybraliśmy całkiem świadomie, bez żadnego wyrachowania, muzykę irlandzką. […] Nie kierowała nami ani chęć zrobienia kasy, ani sukcesu, ani popularności. Po prostu to była nasza pasja, nasze zainteresowania jak najbardziej autentyczne. My się przy tym dobrze bawimy, my to lubimy grać i to gramy.” Gdy „Gazeta Wyborcza” w 1993 roku ogłosiła szeroko zakrojony konkurs polegający na finansowaniu marzeń, to Adam Drewniok postanowił działać. – Usiadłem i napisałem w imieniu zespołu do redakcji, że jesteśmy młodym zespołem na dorobku (5 lat), a naszym wielkim marzeniem są oryginalne irlandzkie dudy. Do redakcji napływały setki różnych próśb, wszystkie musiały być uzasadnione tak, by czytelnicy w głosowaniu mieli wybór. Prośby i ich uzasadnienia były różne, często przyziemne – życiowe potrzeby ludzi. Głupio nam się zrobiło, bo nasze marzenie okazało się takie górnolotne, niedecydujące o naszym „być albo nie być”. Ktoś tam chciał krowę, żeby mlekiem rodzinę wyżywić, ktoś inny prosił o dofinansowanie kursów, bo z więzienia wyszedł i pracy znaleźć nie może, jeszcze ktoś inny prosił o wsparcie finansowe w chorobie. W końcu okazało się, że głosami czytelników znaleźliśmy się w finałowej dwudziestce, ale jednak całe szczęście, dopiero na samym końcu stawki. Trochę nam zrobiło się lżej na sumieniu. Przelano nam kwotę ponad 670 złotych, co pokrywało może jedną czwartą dud, ale był dobry początek. Podziękowaliśmy czytelnikom. Same dudy kupiliśmy w końcu dopiero w roku 1997, kiedy to Irlandię odwiedziliśmy po raz drugi – opowiada Adam. Po koncercie w ramach WOŚP w styczniu 1993 roku w Hali Zbornej w Siemianowicach doszło do bliższego poznania z bluesowym zespołem Dżem. Był z nimi jeszcze śp. Rysiek Riedel. Dużo lepsze warunki do rozmowy mieli muzycy obu grup w lipcu tego samego roku w Ustroniu na „Gaude Fest”, gdzie panowała rewelacyjna atmosfera (było tam też m.in. Stare Dobre Małżeństwo). Rysiek Riedel, już mocno sfatygowany (za rok zmarł) wychwalał brzmienie akustyczne muzyki Tarantuli. Planował nagrać płytę solową z udziałem Zbyszka Seydy i jego mandoliny. Postępująca szybko choroba zniweczyła te plany. – To mógł być jeden z ostatnich występów publicznych Ryśka. Dla nas z kolei był to pierwszy raz, kiedy publiczność w ogromnej masie zareagowała tak spontanicznie. Tańczono z naszą muzyką, był entuzjazm, głośne piski, wrzaski, oklaski. Doszło do tego, że organizator chciał nam płacić za wielokrotne bisy. Oczywiście nie wzięliśmy dodatkowej gaży, wychodząc z założenia, że umowa jest umową. Mam nagranie video z tego koncertu. Można powiedzieć, że od tamtej chwili w ustrońskim Parku Zdrojowym zaczęła się rozwijać pewnego rodzaju Carrantomania, choć gdzie nam do np. Beatlemanii? – mówi Adam „Drew”, wspominający przy okazji 70 urodziny sir Paula McCartney’a (18 czerwca br.). W maju zorganizowano „Targi Piwa” przy katowickim Spodku. Doszło wówczas do podpisania umowy z przedstawicielami firmy Guinness w Polsce – Henrykiem Klubą i Dariuszem Plasotą. Zwłaszcza z pełnym humoru Darkiem znajomość przerodziła się w przyjaźń. Z rybnickich akcentów warto również wspomnieć obecność na „Targach” Eugeniusza „Egona” Skupienia, który reklamując jeden z browarów miał sesję zdjęciową ze skąpo ubraną Katarzyną Figurą na żużlowym motocyklu. Staraniem agencji Celt, w lipcu 1993 roku, wyszła wreszcie pierwsza płyta kompaktowa zespołu, której nadano tytuł Irish Dreams. Producentem była młoda warszawska firma fonograficzna Dux. Zbyszek Seyda o wymarzonym krążku Carrantuohill powiedział: „Pierwsza wydana w Polsce płyta kompaktowa zawierająca w całości muzykę kręgu kultury celtyckiej. Byliśmy pionierami!” W ostatnich dniach sierpnia 1993 roku nastąpił znaczący przełom. Carrantuohill odwiedził stołeczne miasto Warszawę i tam poznał pewnego Irlandczyka. Ten dżentelmen nazywał się Bob Bales. Nikt nawet nie podejrzewał, że oto zaczynają się spełniać irlandzkie marzenia.
Dla świdnickiej prasy w połowie lat 90. muzycy Carrantuohill odpowiedzieli na kilka pytań. Zacytujmy ciekawsze odpowiedzi.
– Jaki związek ma wasza muzyka z piwem?
– Muzyka folkowa w Irlandii to muzyka pubów, a więc piwo. Odpowiedź jest jednoznaczna – związek właściwy.
– Co jeszcze o tej muzyce?
– Na Wyspach Brytyjskich i Stanach Zjednoczonych folk egzystuje od lat 60–tych i jest to gatunek muzyki uznawanej. W Polsce zdarza się, że jest mylony z folklorem, a przecież folk to znakomita muzyka taneczna, biesiadna i relaksacyjna. Oczywiście zależnie od gatunku, bo folk andyjski czy indyjski także może o te granice zahaczać […].
– Czy Polacy potrafią pić piwo?
– Zaczynają rozumieć na czym to polega. W Irlandii ludzie są w pubie od wczesnych godzin popołudniowych do późnej nocy i nie zauważa się, żeby ktoś chwiał się czy padał na podłogę. Oni przychodzą tam, aby miło spędzić czas, napić się piwa, pograć, posłuchać. U nas, niestety, kojarzyło się to zwykle z tańszym sposobem upicia się. To powoli się zmienia. Wszystko dzięki temu, że powstają w Polsce nowe puby i odbywają się ciekawe imprezy.
Stefan Smołka
Wybrany cytat z poczty fanów: „O Boże, jak ja Was kocham! Wprost nie mogę… Błagam przyślijcie mi duży plakat, najlepiej z plaży […]. Napiszcie który z Was jest wolny, żebym nie marnowała czasu! W zasadzie jest mi wszystko jedno który. Byle grał na jakimś instrumencie, śpiewać nie musi (ja też nie umiem – śpiewać oczywiście). Mam 20 lat plus VAT, ale trzymam się całkiem nieźle i jestem zdrowa. Odpiszcie koniecznie, bo inaczej zrobię sobie krzywdę, chociaż jeden krótki list, żebym mogła sobie wydrukować i powiesić nad łóżkiem. Całuję! wielbicielka Konstancja”.