Bród, smród i ubóstwo
Na dzikich działkach w Leszczynach dwa psy są trzymane w fatalnych warunkach. W sprawie interweniowała straż miejska.
O tym, że rodzina M. trzyma na działce psy w złych warunkach mieszkańcy pobliskiego Manhattanu wiedzieli od dawna. Ludzie dokarmiali zwierzęta, nikt jednak nie interweniował. W końcu jedna z kobiet nie wytrzymała i powiadomiła straż miejską oraz naszą redakcję. – Nie jestem jakaś zwichrowana, ale na to już nie można patrzeć. Niech straż miejska wyegzekwuje porządek na tej działce i ludzkie traktowanie tych psów. Te zwierzęta się nie poskarżą, to my musimy interweniować w ich imieniu – mówi Justyna Palach.
Bez budy i wody
Kobieta codziennie kursuje między swoim mieszkaniem a działką z psami, nosząc im jedzenie. Syn pani Justyny kupił psom worek suchej karmy, żeby mogły zjeść coś pożywnego. Leszczynianka od dłuższego czasu bombarduje właścicieli czworonogów, by ci zapewnili im w miarę godne warunki. Dwa psy: mieszaniec owczarka kaukaskiego i wilczura oraz kundel jeszcze do niedawna nie miały bowiem kawałka budy a nawet naczynia na jedzenie i wodę. – Przywiązane na krótkich łańcuchach spały pod gołym niebem na ziemi. Bez osłony przed słońcem czy deszczem. Żeby schronić się przed ostatnimi upałami wykopały sobie dziury w ziemi. Nie miały porządnej miski na jedzenie i wodę – relacjonuje pani Justyna. Namolność kobiety w kontaktach z właścicielami zwierząt doprowadziła do tego, że w końcu na działce pojawiły się prowizoryczne budy oraz garnki na wodę i jedzenie. Po telefonie pani Justyny straż miejska na działkach zjawiła się w minioną środę. Właścicieli zwierząt nie było. Razem z funkcjonariuszami i panią Justyną obeszliśmy działkę dookoła. Psy są przywiązane po dwóch stronach działki. Żeby dotrzeć do jednego z nich trzeba się było przedzierać przez gęste zarośla. Niestety, wysoki płot skutecznie uniemożliwia podanie mu jedzenia. – Trzeba albo podawać jedzenie przez oczko w siatce, albo tak celować, żeby wpadło blisko psa, bo inaczej nie dosięgnie – pokazuje leszczynianka. Dostęp do drugiego czworonoga jest łatwiejszy, bo tu ogrodzenie jest niskie.
Zagrożenie epidemiologiczne
Obydwa psy patrzą na nas litościwym wzrokiem. Widok tego, co za płotem, jest porażający. Cała działka to jedno wielkie śmietnisko – gruz, złom, szkło, sterty najróżniejszych śmieci. Tuż obok prowizorycznych bud poniewierają się deski z wielkimi gwoździami, o które kaleczą się psy. W starych ociekających brudem garnkach widać jedzenie – czerwony barszcz z „wkładką”. Tę ostatnią psom wyjadają znajdujące się na działce kury. Los zwierząt na działce poruszył funkcjonariuszy. Starszy strażnik Krzysztof Strzała i inspektor Leszek Mendla z niedowierzeniem kręcą głowami na widok warunków w jakich są trzymane psy – krótkie łańcuchy, poskręcane ciasno śrubami obroże, odchody – słowem smród, brud i ubóstwo. Psy są wychudzone, miejscami zamiast sierści widać łysiny, jeden z nich ma odleżyny. A to wszystko dzieje się w centrum dzielnicy. Funkcjonariusze przyznają, że takiej interwencji jeszcze nie mieli. W tym momencie stwarza to także poważne zagrożenie epidemiologiczne. – Będziemy rozmawiać z właścicielami psów i upomnimy, że zwierzęta mają być trzymane w odpowiednich warunkach. Powiadomimy schronisko, ściągniemy na miejsce Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami – mówią strażnicy. Wcześniej jednak muszą ustalić właściciela działki i zobowiązać go do jej uporządkowania. To może trochę potrwać, bo „dzikie działki” na Manhattanie to tereny należące do prywatnych osób. Ta, na której żyją psy rodzina M. wynajmuje za kilkadziesiąt złotych miesięcznie. Justyna Pałach mówi, że jeden z psów trafił na leszczyńskie działki z rybnickiego schroniska. Do niedawna był tu jeszcze trzeci pies, ale nagle zniknął i nikt nie wie, co się z nim stało. O ucywilizowaniu człowieka świadczy to, w jaki sposób traktuje zwierzęta. Ale tak jak psa nie nauczymy czytać, tak pewnych ludzi nie nauczymy współczucia dla zwierząt.
(MS)