Na EURO kibicowałam Niemcom
O organizacji Mistrzostw Europy w Piłce Nożnej EURO 2012, o wrażeniach z pobytu w obleganej przez kibiców Warszawie, klimacie święta piłki i kibicowaniu „Tygodnik” rozmawia z nadkom. Aleksandrą Nowarą, rzecznikiem rybnickiej policji, która brała udział w zabezpieczaniu najważniejszej tegorocznej imprezy w naszym kraju.
Marek Grecicha: – Jakie wrażenia z Warszawy?
Aleksandra Nowara: – Wrażenia bardzo dobre, choć pytanie trochę nie do mnie. Zaraz na wstępie trzeba powiedzieć, że najważniejsi na tej imprezie nie byli ci policjanci w sztabie, a raczej ci, którzy stali na ulicach, pomagali i pilnowali porządku. Drogówka, prewencja i służby porządkowe we wszystkich miastach–gospodarzach miały najwięcej pracy. To byli policjanci z całej Polski. Podczas meczu Polska–Rosja w samej Warszawie było 7,5 tys. policjantów. Byliśmy widoczni.
– A poza sztabem – jakie wrażenia na ulicach stolicy?
– Pracowaliśmy w systemie dwunastogodzinnym, więc miałam okazję troszkę poza centrum prasowym zobaczyć. I muszę powiedzieć, że atmosfera była niesamowita, można było być dumnym z kibiców i policjantów. Było bezpiecznie, kibice bez problemów współpracowali z stróżami prawa. Ludzie robili zdjęcia, bo tylu radiowozów nigdy jeszcze nie widzieli. To wszystko sprawiało, że ludzie czuli się bezpieczni, a my mieliśmy okazję, by pokazać się z jak najlepszej strony. I myślę, że to się udało.
– Czym pani nadkomisarz zajmowała się w Warszawie?
– Pracowałam w centrum prasowym, naszą rolą było monitorowanie mediów i utrzymywanie bieżącego kontaktu z komendantem głównym, z rzecznikiem komendy głównej oraz z rzecznikiem ministra. Koordynowaliśmy też służby i komunikaty. Sama więc czytałam masę opinii o organizatorach, o bezpieczeństwie i w 99 proc. były to opinie bardzo pozytywne.
– Była pani jedyną rybnicką policjantką?
– Nie, oprócz mnie mistrzostwa zabezpieczali także policjanci z ruchu drogowego. Skierowano ich do Wrocławia i z tego co wiem, mieli co robić – kierowali ruchem bardzo intensywnie. Wiadomo, Wrocław był także oblegany – duże miasto, duży ruch.
– A w ogóle interesuje się pani piłką?
– Bardzo. Dla mnie ten wyjazd to z jednej strony sprawdzenie się, chciałam zobaczyć, jak pewne rzeczy funkcjonują w komendzie głównej, ale przy okazji jestem kibicem piłki nożnej, powiedzmy, że tych dużych imprez. Udało mi się być na półfinale Niemcy–Włochy. Stadion narodowy robi piorunujące wrażenie, zresztą rzeczników prasowych oprowadzono po obiekcie, często w miejscach, gdzie kibic nie wejdzie. O atmosferze na meczu nie ma nawet co mówić, to było po prostu wielkie przeżycie. Udało mi się też przejść Mostem Poniatowskiego, podczas jednego z meczów naszej reprezentacji. Wszyscy byli zachwyceni, świętowali, ściskali się – obcy ludzie. To była bardzo podniosła i radosna atmosfera i tego na pewno się nie zapomina.
– W takim razie pani mottem jest bardziej „Forza Italia” czy „Viva Espana”?
– Zdecydowanie „Viva Espana”, dlatego, że Włosi wygrali z Niemcami, a ja kibicowałam Niemcom, oprócz oczywiście naszej reprezentacji. Dlatego cieszyłam się, że to Hiszpania wygrała. Gra włoskiej reprezentacji jakoś mnie nie przekonuje.
– Dziękuję za rozmowę.