Płacić? Tylko za co?
Mieszkańcy Czerwionki–Leszczyn otrzymują wezwania do zapłaty składki za spółkę wodną. Kilkadziesiąt osób dostało już nawet pisma z firmy windykacyjnej.
Mieszkańcy Dębieńska, Czuchowa i Czerwionki masowo wyciągają ze skrzynek pocztowych upomnienia w sprawie zapłaty składek za spółkę wodną. Część wysyła Rejonowy Związek Spółek Wodnych z siedzibą w Czerwionce–Leszczynach przy ul. Furgoła, a część to pisma wrocławskiej firmy windykacyjnej Grupa Kapitałowa Południe–Zachód. Ludzie są wściekli, bo pisma dotyczą kilkuletnich zaległości.
Nie należą do spółki
W niektórych przypadkach sięgających nawet sześciu czy siedmiu lat. – Nikt nigdy do żadnej spółki wodnej nie należał, a nagle wszyscy należą. W życiu nie podpisywałem żadnej umowy. Więc dlaczego dostaję upomnienia. Pytam się, za co mam płacić? – denerwuje się Edward Oleś z Dębieńska. Jakby mało było pism z Rejonowego Związku Spółek Wodnych, mężczyzna otrzymał jeszcze dodatkowo pismo z firmy windykacyjnej. Ma zapłacić 98,86 zł za sześć lat. Firma wyjaśnia, że jeśli nie zapłaci to sprawa trafi do sądu i komornika a koszty wzrosną. Dębieńszczanin może kwotę zapłacić w ratach, ale wcześniej musiałby podpisać stosowna ugodę. – Niczego nie zapłacę, bo nie mam za co płacić. Naliczyli mi składkę za sześć lat do tyłu, a ja od sześciu lat nie jestem już właścicielem tego gruntu. To co, mam płacić za coś czego nie mam? Nie moja wina, że ktoś ma bałagan w papierach. Ja wszystko w 2006 roku załatwiłem i zgłosiłem w urzędzie – stwierdza pan Edward. Mężczyzna nie ma zamiaru ustąpić. Pan Antoni z Czuchowa też otrzymał pismo w sprawie składek za spółkę, tyle, że z Rejonowego Związku. Ma zapłacić ponad 160 zł. Mężczyzna jest wściekły. – Nie ma mowy, żebym zapłacił choćby grosz. Nie ma takiej opcji. Za co i komu. Ja pierwsze słyszę, żebym był członkiem jakieś spółki – wywija pismem mężczyzna. Jego też straszą sądem i komornikiem, jeśli nie zapłaci w ciągu siedmiu dni. – A niech sobie przychodzi komornik. Ciekawe co mi weźmie? Kury czy barany? – zastanawia się czuchowianin.
Każdy należy
Kwestia składek i członkostwa w spółce wodnej wałkowana jest od ładnych paru lat. Ludzie są zaskakiwani, bo nagle dowiadują się, że należą do jakiejś spółki – choć nigdy wcześniej nie należeli. Niestety, fakty są takie, że członkiem spółki wodnej „z urzędu” a więc z mocy ustawy jest każdy, kto staje się właścicielem gruntu. Tym sposobem od kilkudziesięciu lat spółka kasuje ludzi w zależności od ustalonej stawki rocznej – w br. jest to 14 zł dla osób mających „posiadłości” do 1 ha oraz 8 zł dla tych mających powyżej 1 ha. Spółki wodne funkcjonują na terenie wszystkich dzielnic i sołectw. Jedyny wyjątek stanowią Szczejkowice, które wystąpiły ze spółki kilka lat temu. Są skupione w Gminno–Miejskiej Spółce Wodnej w Czerwionce–Leszczynach. Ta z kolei pracę i obsługę administracyjną zleca Rejonowemu Związkowi Spółek Wodnych mieszczącemu się przy ul. Furgoła. Nad całością jest Związek Krajowy Spółek Wodnych. – Najgorzej, że my wciąż nie wiemy, za co ma być ta opłata – twierdzą mieszkańcy. Dopiero kiedy komuś puszczą nerwy i pójdzie ze sprawą do mediów jest szansa, że ludzie usłyszą jakieś wyjaśnienia. Tylko czy nie prościej zrobić zebranie z mieszkańcami i wytłumaczyć im, o co chodzi. Niestety przedstawiciele spółki, a konkretnie Rejonowego Związku na zebraniach w dzielnicach i sołectwach pojawiają się bardzo rzadko. Ostatni przykład mamy z maja, kiedy mieszkańcy Czerwionki nie doczekali się wizyty kierownika Andrzeja Pielorza. Dowiedzieli się za to, że za 14 zł opłaty jaką spółka pobiera od mieszkańców nic nie będzie robić.
Po co to potrzebne?
Jak wyjaśnia Bernard Strzoda – przewodniczący Walnego Zebrania Delegatów Gminno–Miejskiej Spółki Wodnej w Czerwionce–Leszczynach funkcjonowanie spółek wodnych jest potrzebne. – Ciekawe po co? Całe lata, przy każdej ulewie topiło nas i nadal topi. Woda płynie z drogi, zalewa nam podwórka, garaże, budynki gospodarcze i nikt z tym nic nie robi. Sami czyścimy sobie rowy przy własnych domach. Więc niech nikt nie opowiada jaka to ta spółka jest zapracowana – oznajmia Edward Oleś. Bernard Strzoda nie zgadza się z dębieńszczaninem. – Spółka wodna została powołana po to, żeby właściciele prywatnych posesji mieli podmiot, który odpowiadałby za utrzymanie na ich terenach urządzeń melioracyjnych. W ten sposób każdy mieszkaniec, płacąc składkę ma „mandat” do tego, by w razie awarii wezwać spółkę do udrożnienia przebicia i rowów – tłumaczy. Dzięki 20 tys. zł dotacji z budżetu gminy udało się uregulować m.in. wszystkie lokalne zalewiska, które powstały po powodzi w 2010 roku. W br. z kolei spółka dostała z budżetu 80 tys. zł na utrzymanie głównych cieków na terenie gminy oraz cieków funkcjonujących jako wody Skarbu Państwa. Niestety, w kwestii odpowiedzialności za utrzymanie rowów jest podział kompetencji. Spółka wodna odpowiada za utrzymywanie sprawności urządzeń drenarskich i melioracyjnych na terenach gruntów prywatnych, Zarząd Dróg Powiatowych – za rowy i studzienki przy drogach powiatowych i krajowych, natomiast Zakład Dróg i Służb Komunalnych – za rowy przy drogach gminnych.
Wstrzymać egzekucje
Przewodniczący Strzoda podkreśla, że doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że to podział administracyjny jest główną bolączką i punktem zapalnym jeśli chodzi o działalność spółki. – Ludzie widzą, że spółka pokopała na części rowu i odjechała, a dalej rów jest niedrożny. Niestety, często na jednej długości rów ma kilku administratorów – wyjaśnia. Odnosi się też do sprawy otrzymywanych przez mieszkańców wezwań. Sprawa egzekucji składek wyszła przy okazji przeprowadzonej w gminie kontroli NIK. Kontrolerzy wytknęli brak ściągalności składek, a zalecenie pokontrolne było jednoznaczne – wyegzekwować opłaty od ludzi. –Wyszliśmy więc do Rejonowego Związku z kwestią ściągalności i pojawiły się firmy windykacyjne, które mają mobilizować mieszkańców do zapłaty – oznajmia Bernard Strzoda. Przewodniczący stwierdza jednak, iż osoby, które otrzymały wezwania, a właścicielami gruntów już nie są od lat mają napisać stosowne pismo do Gminno–Miejskiej Spółki Wodnej w Czerwionce–Leszczynach (przekazać je sołtysowi bądź szefowi rady dzielnicy) z wyjaśnieniem sytuacji. Mają czas do końca sierpnia. – We wrześniu zbiera się zarząd i wszystkie złożone pisma rozpatrzymy. Powiadomię też księgową w Rejonowym Związku Spółek Wodnych, żeby wstrzymała windykacje do czasu wyjaśnienia spraw – zapewnia przewodniczący Strzoda. Co do sprawy przekazywania informacji między urzędem a spółką wyjaśnia, że nie ma bałaganu w papierach. Po prostu od czasu wejścia w życie ustawy o ochronie danych osobowych przekazywanie informacji do spółki zostało wstrzymane. Tłumaczenia szefa gminnych spółek wodnych może i w jakiś sposób wyjaśnia kwestię funkcjonowania spółek wodnych. Tyle, że mieszkańcy, którzy wciąż otrzymują wezwania i pisma straszące komornikiem zastanawiają się jak wziąć „rozwód” ze spółką. Okazuje się, że jest to możliwe – przykładem są Szczejkowice.
Małgorzata Sarapkiewicz