Likwidacja Straży Miejskiej – referendum niemal pewne.
Kongres Nowej Prawicy w zeszłym tygodniu dobrnął do wymaganej ilości podpisów pod wnioskiem o rozpisanie referendum ws. likwidacji straży miejskiej.
To pokazuje, jak duże jest zainteresowanie tym problemem wśród rybniczan. – 14 sierpnia składamy podpisy w urzędzie. Do tego czasu wciąż zbieramy, bo może się okazać, że jakiś procent tych podpisów nam odpadnie – tłumaczą członkowie KNP. Działacze na zebranie ponad 11 tys. podpisów zdolnych do głosowania rybniczan mieli dwa miesiące. Uwinęli się jednak znacznie szybciej – w ciągu nieco ponad 30 dni.
– Trochę mnie to martwi, bo referendum to naprawdę duże koszty – trzeba zorganizować wszystko tak, jak podczas wyborów. Czyli lokale z urnami, komisje. Nawet karty do głosowania muszą być w dwóch wersjach, także ta dla niewidomych. Do tego trzeba zorganizować dowóz niepełnosprawnych – wymienia Adam Fudali, prezydent Rybnika. – W rzeczywistości rozpisanie referendum to poważne przedsięwzięcie, a jego koszt szacuje się w okolicach 300 tys. zł – dodaje.
Członkowie Kongresu Nowej Prawicy zapowiadali kilka tygodni temu, że zamierzają z jak największą ilością głosów udać się do prezydenta, by ten własną decyzją rozwiązał rybnicką SM. – Niestety, zły adres. Rozwiązać straż może rada miasta – mówi Adam Fudali. – Szkoda, że tak głośno mówi się o likwidacji, a nic nie mówi się o tym, co potem. Co, gdy strażników nie będzie? – pyta retorycznie Fudali. Prezydent nie wyobraża sobie, by zadania straży miejskiej wypełniali policjanci, podobnie zresztą uważa były już komendant rybnickiej policji, insp. Krzysztof Sowula. – My jesteśmy od bezpieczeństwa, strażnicy są od porządku. To są dwie odrębne sprawy, dwa pola działania, którymi się wzajemnie uzupełniamy, dlatego nie wyobrażam sobie, by do interwencji strażników miejskich przyjeżdżali policjanci – mówił niedawno Sowula.
Na razie podstawowym pytaniem członków kongresu, jak i magistratu jest, czy rybniczanie, którzy teraz tak licznie składają podpisy, rzeczywiście którejś niedzieli wstaną z kanap, wyjdą na miasto, i oddadzą głos w tej sprawie. W nieoficjalnych rozmowach z członkami kongresu mówi się o lekkim strachu przed niską frekwencją.
(mark)