Wielki Brat w szpitalu
Nie o kamery i podsłuchy w tym wypadku chodzi, a o kontrolę czasu pracy pracowników. Dyrektor Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego nr 3 w Rybniku podjął decyzję o zamontowaniu czytników kart.
Pracownicy będą „odbijali się” przy wejściu i wyjściu z placówki. – Taki system funkcjonuje już przecież w kopalniach. Mogę wymienić dziesiątki szpitali na Śląsku, gdzie go zastosowano. Nie wiem więc, o co chodzi z całym zamieszaniem – mówi Jerzy Kasprzak, dyrektor szpitala. Związkowcy i pracownicy są jednak zbulwersowani decyzją Kasprzaka. – To tak, jakby w ogóle nie ufał pracownikom – mówi anonimowa pielęgniarka jednego z oddziałów w głównym budynku szpitala. Dyrektor zapewnia jednak, że nie o zaufanie tutaj chodzi.
Wychodzą, kiedy chcą
– Wystarczy, że zerknę na parking i już wiem, że ktoś znów wyszedł wcześniej – mówi Kasprzak. Dyrektor ma nadzieję ukrócić ten proceder. – Pielęgniarka z oddziału nie zejdzie, dopóki nie przyjdzie zmiana. A lekarze? Jest ich kilku na oddziale, zostaje dyżurny i wtedy wychodzą wcześniej. Pracują jeszcze w kilku miejscach, prywatnych praktykach. Dlaczego mają wychodzić wcześniej? To nie święte krowy – mówi Kasprzak. Stąd pomysł zamontowania czytników kart. System komputerowy rejestrował będzie ruch w szpitalu – wystarczy spojrzeć na ekran, by sprawdzić, kto jest w pracy, a kto już wyszedł. – Do lipca 2014 roku cała administracja szpitalna ma przejść cyfryzację. Ten zabieg to po prostu kolejny krok w tym kierunku. Po co wysyłać pracowników działu kadr, by sprawdzili, kto pracuje. Pozbywamy się tym sposobem papierów i biurokracji – mówi dyrektor WSS nr 3. Jest także inny powód. Zamontowanie systemu kosztuje ponad 50 tys. zł, ale dyrektor uważa, że na ten wydatek zadłużona placówka może sobie pozwolić. – System sam będzie sprawdzał, kto kiedy wychodzi. I za każde wyjście przed czasem będzie ściągał odpowiednią kwotę z pensji pracownika. Proszę mi wierzyć, że ta inwestycja zwróci się nam po miesiącu bądź dwóch. Wnioski można sobie samemu wyciągnąć – mówi Kasprzak.
Związki protestują
Związkowcy z rybnickiego szpitala już dostarczyli dyrektorowi pisemny protest. – Nie może być tak, że jesteśmy w ten sposób kontrolowani. Za niedługo nie będzie na pensje, a dyrektor wymyśla sobie systemy elektroniczne, zatrudnia zewnętrzne firmy, żeby nas sprawdzały. Czujemy się osaczeni, nie ufa się nam po prostu – mówi jedna z pielęgniarek szpitala, pragnąć pozostać anonimową. Audyt szpitala, o którym pisaliśmy już kilka tygodni temu, kosztował będzie 50 tys. zł, kolejne 50 tys. pójdzie na system czytników, który już jest montowany w placówce. Związkowcy zarzucają dyrektorowi rozrzutność w obliczu zadłużenia szpitala, ten jednak odpowiada: – W ustawie o związkach nie ma żadnego instrumentu, który pozwalałby działaczom ze szpitala wpływać na takie decyzje. Pracodawca ma pełne prawo kontrolować pracę swoich pracowników i to właśnie będzie się działo – mówi Kasprzak.
Jedno jest pewne – sprawa czytników to kolejny zapalnik, który z pewnością zaostrzy już i tak napięte stosunki dyrektora z załogą szpitala. Na razie do strajku daleko, lecz negocjacje wciąż tkwią w martwym punkcie. – Wciąż rozmawiamy, ale te rozmowy są bardzo trudne – mówi dyrektor Kasprzak. – W pewnych kwestiach na pewno nie ustąpimy. Tutaj ważą się losy pracowników – mówią z kolei związkowcy, wspominając, że personel zaczyna się uszczuplać, co powoduje, że np. na jedną pielęgniarkę na niektórych oddziałach przypada trzech lub więcej pacjentów. – To w końcu odbije się na leczonych w tym szpitalu – mówi anonimowa pielęgniarka, z którą rozmawialiśmy o czytnikach kart.
(mark)